A
więc na czym stanęliśmy…? Od czego zacząć? Zbyt długo odwracaliśmy głowy i
zamykaliśmy oczy, a teraz musimy otworzyć je nagle szeroko. Patrzę na zdjęcie
zrobione w Nigerii. Resztki spalonych pojazdów, opony, taczka. Z tyłu, na tle
drewnianych baraków wyczekujący ludzie. Ciemnoskórzy, ubrani w większości w
dżinsy i koszule. Kobiety w tradycyjnych kolorowych strojach afrykańskich. Na
ich twarzach nie widać nawet przerażenia… stoją w otępieniu, zrezygnowani.
Żadnej teatralności rozpaczy do jakiej przyzwyczaiły nas media.
Po zamachu w Nigerii, dokonanym przez dwie dziewczynki |
W sobotę, 10
stycznia 2015 roku w Maiduguri – mieście położonym w północno-wschodniej
Nigerii i liczącym ponad 1 milion mieszkańców - dziesięcioletnia dziewczynka mająca pod ubraniem
pas z ładunkiem wybuchowym weszła na rynek. To było w południe -
targ też był pełen kobiet i dzieci. Świadkowie opowiadali potem, że małą
kamikadze rozerwało na pół. Jedna połówka poleciała jak
piłka na odległość kilkuset metrów. Kiedy posprzątano resztki ciał, doliczono
się 20 zabitych i 18 ciężko rannych. Nie wiadomo czy dziewczynka wysadziła się sama, czy ktoś
zrobił to na odległość. Przy wejściu zatrzymała ją policja, by ją przeszukać.
Wtedy bomba wybuchła. Policjanci zginęli na miejscu. Być może dziecko nie było
nawet świadome tego, co je czeka, w co je ubrano... Już w grudniu ubiegłego
roku dwie kobiety wysadziły się na tym samym rynku zabijając 10 osób. Boko
Haram do zamachów bombowych użył kobiet po raz pierwszy w czerwcu ubiegłego
roku. Został utworzony nawet specjalny oddział kobiecy - bo z powodów
kulturalnych trudno je przeszukiwać. Emancypacja w islamie odbywa się na
naszych oczach - kobiety awansują w hierarchii społecznej jako kamikadze lub
nałożnice bojowników dżihadu.
W grudniu ubiegłego
roku zatrzymano pierwszą dziewczynkę z ładunkiem pod sukienką. Udało się
unieszkodliwić bombę. Ze łzami w oczach wyznała, że to ojciec ją tak ubrał by została męczennicą i
poszła do nieba...
Zamach w Maiduguri
przeszedł niemal nie zauważony. Cały świat był jeszcze w szoku po
ataku na siedzibę francuskiego tygodnika satyrycznego Charlie Hebdo. Trzy dni
wcześniej, 7 stycznia, dwaj Francuzi pochodzenia algierskiego Saïd i Chérif
Kouachi, krzycząc “Pomścimy Proroka!”, wdarli się do budynku, zabijając 12 osób
(w tym 9 pracujących w redakcji, głównie dziennikarzy i rysowników, oraz 2
policjantów) i raniąc 11 osób. W piątek, dzień przed zamachem w
nigeryjskiej Maiduguri, inny ciemnoskóry Francuz - Amedy
Coulibaly wziął zakładników w sklepie z żywnością koszerną we wschodniej części
Paryża. Został zastrzelony podczas szturmu antyterrorystów. Zdołał zabić
czterech ludzi. Dzień wcześniej zastrzelił z zimną krwią także francuską
policjantkę. Bracia Said i Cherif Kouachi zostali zabici przez policję.
Zdjęć ciał martwych terrorystów nigdy nie pokazano. Podobno były rozdarte przez
pociski, ale także dlatego, aby nie tworzyć kultu islamskich męczenników.
Zagłada w Badze
Kiedy
w niedzielę 11 stycznia 2015 roku w Paryżu odbywała się milionowa manifestacja
przeciwko terroryzmowi i wszyscy trzymali w ręku kartki: JE SUIS CHARLIE oraz
kolorowe ołówki, a przywódcy wielu krajów maszerowali w pierwszym rzędzie, ale
kilkanaście metrów przed tłumem ze względów bezpieczeństwa, z Nigerii nadeszła
kolejna wiadomość.
Na
lokalnym rynku w Potiskum, gdzie sprzedawano używane telefony oraz ich części, które
Europejczycy wyrzucili na śmieci i które kończą na wysypiskach sprzętu
elektronicznego w Afryce, do akcji wkroczyły dwie kolejne małe kamikadze. Miały
trochę więcej niż 10 lat. Podjechały trójkołowym pojazdem. Pierwsza wysiadła i
wysadziła się w powietrze, podczas gdy druga była jeszcze w środku. Zginęły 3
osoby, co najmniej 43 zostały ranne.
Podczas gdy my
opłakiwaliśmy rysowników z Charlie Hebdo, przyklejeni do telewizorów z zapartym
tchem, uczestnicząc "11 września Europy" - a przynajmniej we wstępie
do niego - w Nigerii, dżihadyści z Boko Haram dokonali prawdziwej Zagłady. Terroryści
zaatakowali znajdującą się w Badze, nad jeziorem Czad, bazę wojskową, domy i
otaczające miasto wioski. W rzezi trwającej od 3 do 7 stycznia b.r., - jak wynika z doniesień - zginęło ponad 2 tysiące osób.
Dokładna liczba ofiar nie została jednak jeszcze oszacowana. Dżihadyści podpalali domy, rzucali granaty i strzelali do
tych, którzy próbowali ratować się z płomieni, uciekając do jeziora.
Świadkowie, którzy przeżyli opowiadali, że "ludzie ginęli jak muchy".
Jedna z osób mówiła, że przez kilka kilometrów musiała iść po trupach...
Oglądam
zdjęcie z "drugiego obiegu" z Zagłady w Badze, w małej rozdzielczości
zrobione telefonem komórkowym. Trupy. Same trupy. Ciała ludzkie bez życia
zwalone na ziemi jedno na drugim i wyjęte z kontekstu. Myślę sobie: "Boże
mój! - jeśli istniejesz i jakiekolwiek masz imię..." Ile ja już w życiu
widziałam takich fotografii? - zastanawiam się przez moment i powtarzam w myślach
za Wirginią Woolf: “Wśród zdjęć jakie nadeszły z frontu poranną
pocztą, jest jedno, na którym widzi się ciało ludzkie tak okaleczone, że
przypomina zarżniętego prosiaka”.
Przymykamy oczy aż do skutku
A
jednak na działalność Boko Haram od lat zamykamy oczy, odwracamy głowy - bo
jesteśmy bezsilni. Radykalna bojówka islamska chcąca wprowadzenia szariatu we
wszystkich prowincjach Nigerii, której tylko połowa ludność jest muzułmanami,
powstała w 2002 roku. Centrala sekty znajdowała się właśnie w Maiduguri do
śmierci swojego założyciela Ustaza Mohammeda Yusufa (zabitego oficjalnie przez policję podczas ucieczki w 2009 r.). Potem
kierownictwo przejęła Szura. Sektę ekstremistów zaczęto nazywać nigeryjskimi
talibami. Pięć lat temu nigeryjscy dżihadyści
zadeklarowali się jako Sunnickie braterstwo wykonujące Świętą Wojnę i nawiązali
współpracę z Frontem Obrony Muzułmanów w Czarnej Afryce, Al-Kaidą Islamskiego
Magrebu, somalijską Asz-Szabab oraz tym co pozostało z afgańskiej Al-Kaidy.
Najpierw Stany Zjednoczone namawiały rząd Nigerii do pokojowych negocjacji z
Boko Haram, w końcu jednak 13 listopada 2013 r., została ona wpisana na listę
organizacji terrorystycznych. 24 sierpnia 2014 w Gwozie, Boko Haram
proklamowała powstanie "islamskiego kalifatu" i ogłosiła lojalność
wobec tzw. Islamskiego Państwa w Iraku i Lewancie (kierowanego obecnie przez
Abu Bakr al-Baghdadiego). Od tego momentu nigeryjscy fanatycy
islamscy rozpoczęli krwawą ofensywę terroru mającą na celu opanowanie całego
kraju i ustanowienie w nim szariatu. Według Amnesty International dżihadyści
nigeryjscy odpowiadają za śmierć 14 tys. osób, a w wyniku ich akcji swoje domy
opuściło ponad 1,5 miliona uchodźców. 14 lutego br. w Nigerii mają się odbyć
wybory prezydenckie. Goodluck Jonathan rządzący od 2010 r., jest już
praktycznie na straconej pozycji - gdyż Boko Haram opanowało 70% kraju. Nigeria
licząca ponad 170 mln ludności jest najludniejszym krajem Afryki, który wkrótce
stanie się najprawdopodobniej kolejnym kalifatem islamskim po tych utworzonych
już w Iraku i Syrii oraz w Libii.
Nazwa
Boko Haram jest interpretowana jako "Książka to grzech". Talibowie
nigeryjscy chcą zakazać całkowicie zachodniej oświaty, zamknąć uniwersytety
publiczne, zakazać dziewczętom uczęszczania do szkół. Przez te wszystkie lata
wsławili się napadami na uczelnie i kościoły, zabijaniem studentów i
chrześcijan nawet przy pomocy maczet, a także porywaniem dziewcząt jako
niewolnic dla wojowników. W kwietniu ubiegłego roku
uprowadzili 230 uczennic ze szkół w Chibok, które trafiły do "świętych
haremów". Niektóre z nich uciekły i gdy opowiedziały swoje historie świat
się obruszył... Po pozostałych słuch zaginął.
Dzieci, które będą zabijać
Niestety
to nie koniec porcji codziennego horroru, który stał się już naszym chlebem powszednim. "Wśród zdjęć jakie
nadeszły z frontu poranną pocztą jest jeszcze jedno..." - myślę sobie.
Zawsze to obraz, chociaż to film... Żyjemy w epoce multimedialnej i propaganda
stała się dziś bardzo wyrafinowana. Wideo pokazujące scenę egzekucji
wykonywanej przez niespełna dziesięcioletniego chłopca na dwóch
dorosłych mężczyznach zostało opatrzone logiem Al-Hayat Media przypisywanym
ISIS. Niektóre fotogramy pojawiły się na Site (Search for International
Terrorist Entities Intelligence Group). Pierwsza część siedmiominutowego filmu
przedstawia przesłuchanie skazańców, którzy przyznają się do tego, że są
rosyjskimi agentami FSB, którzy podszyli się pod
wojowników, aby śledzić Państwo Islamskie w Iraku i Lewancie - jeden z więźniów mówi, że nazywa się Mamajew Jambulat i jest z Kazachstanu,
drugi Ashimov Sergej Nikolajawich i wyznaje, że jego zadaniem było zabić lidera
ISIS. Po przesłuchaniu
zmiana scenografii - w otwartym polu dwóch więźniów klęczy z rękoma związanymi
z tyłu. Za ich plecami pojawia się człowiek w stroju islamskiego dżihadysty i
mały chłopiec z pistoletem w ręku o azjatyckich rysach twarzy. Mężczyzna czyta wyrok, potem dziecko bez zawahania podnosi
pistolet i go wykonuje, strzelając w tył głowy rosyjskich szpiegów. Jest dumny
i uśmiechnięty. Na koniec filmu pytany: "Co chce robić jak
dorośnie?", odpowiada z niewinną radością: "Chcę być
dzihadystą!".
Czy
wideo nakręcone profesjonalnie pokazuje prawdziwą egzekucję? Nie wiemy i aż nie
możemy w to uwierzyć... Osiągnęło jednak swój cel - uderzyło w serca, niczym
pocisk.
Rzeź niewiniątek
Na koniec oglądam inne zdjęcie - dwie małe
dziewczynki z chustkami na głowach, trzymając się za rączki idąc do szkoły.
Niosą książki w żółtym worku. Powrót do normalności w Peszawarze, gdzie
zaledwie miesiąc temu - 16 grudnia 2014 r., sześciu fanatyków islamskich dokonało zamachu. Napastnicy wysadzili samochód na tyłach
szkoły i tym odwrócili uwagę strażników, a następnie przedarli się na teren
budynku. Grupa talibów otworzyła ogień do uczniów. Terroryści gonili dzieci,
strzelali do nich, niektóre spalili żywcem. Zginęło wtedy 145 osób (w tym 132
dzieci, w większości w wieku 12-18 lat). Po dziewięciu godzinach oblężenia
wojsko zabiło zamachowców.
Patrząc na to zdjęcie i myśląc o świeżych
i bolesnych wydarzeniach w Peszawarze, przypominam sobie inną Zagładę. Minęło
10 lat i jakbym raz jeszcze oglądała okrutny, krwawy, prawie ten sam koszmarny
film...
1 września 2004 roku, pierwszego dnia roku szkolnego,
szkoła w Biesłanie, w Północnej Osetii w Rosji została opanowana przez grupę
uzbrojonych terrorystów należących do sił czeczeńskiego dowódcy polowego
Szamila Basajewa. Teren szkoły został otoczony przez policję i jednostki
rosyjskich sił specjalnych. Prowadzono negocjacje z napastnikami, po dwóch
dniach, aby uniemożliwić ucieczkę terrorystom, nastąpił szturm wojsk
rosyjskich. W jego wyniku zginęły 334 osoby, a ok. 700 zostało rannych, z czego
450 osób trafiło do szpitali. Zginęło też 32 napastników. Według oświadczenia
prezydenta Władimira Putina w ataku zginęło 11 żołnierzy służb specjalnych, a
kilkudziesięciu zostało rannych.
"Boże mój! Jeżeli istniejesz i jakiekolwiek masz
imię... Jak możesz patrzeć spokojnie na wszystkie te rzeczy?" - myślę
sobie - "Jak możesz pozwolić by ludzie dokonywali tak okrutnych zbrodni w
Twoim imieniu, krzycząc przy tym, że jesteś wielki?"
Agnieszka Zakrzewicz