martedì 4 febbraio 2014

Islam w cieniu San Pietro

„Ktoś mógłby zapytać: jak to? Zabijać ludzi dla dobra innych ludzi? Tak, dlaczego nie? To zostało nam objawione. I objawił nam to Bóg, a nie zwykły śmiertelnik.”

z modlitwy piątkowej Yacine Ahmeda Nacera, zastępcy imama meczetu na Corso Lucci w Neapolu i członka Islamskiej Grupy Zbrojnej (5 października 2001 r.)

„O Allah, daj zwycięstwo wojownikom islamskim w Palestynie, w Czeczenii i wszędzie na świecie! O Allah, zniszcz domy wrogów islamu! O Allah dopomóż nam unicestwić wrogów islamu! O Allah dopomóż zwyciężyć Narodowi islamskiemu!”

z modlitwy piątkowej szejka Abdel-Samie Mohmouda Ibrahima Moussa, imama Wielkiego Meczetu w Rzymie (6 czerwiec 2003 r.)


Rzym. Trzeci raz w życiu wchodzę do meczetu. Moim przewodnikiem jest Hassan Raadl - libański nauczyciel arabskiego, który mieszka we Włoszech od 20 lat. Największą świątynię muzułmańską w Europie niewierni mogą odwiedzać w środy i soboty. Próbowałam wejść sama w piątek, ale strażnik mnie nie wpuścił. - San Pietro zawsze otwiera wrota dla chrześcijan, świeckich i innowierców, a państwo włoskie pozwala, by muzułmanki fotografowały się w hijabie... - próbowałam tłumaczyć zasady tolerancji i równości, tak jak ja je rozumię.
Przed ruchomą bramą jest pusto. Stary strażnik pilnuje, bym dobrze zakryła głowę chustką i wreszcie mogę przekroczyć próg domu Allacha. Olbrzymia, nowoczesna budowla zaprojektowana przez dwóch wielkich mistrzów architektury - Włocha Paolo Portoghesiego i Irakijczyka Sami Mousawiego - wygląda jak tajemnicza futurystyczna twierdza.
Hassan Raadl opowiada historię świątyni: - Centrum Kultury Islamskiej zostało powołane w 1966 roku, jako społeczne stowarzyszenie dobroczynne. Jego celem było stworzyć miejsce kultu dla młodej, ale prężnej wspólnoty muzułmańskiej, która rodziła się we Włoszech. Ambasadorowie wszystkich państw arabskich z woli króla Arabii Saudyjskiej - Faisala, prowadzili zabiegi dyplomatyczne w Watykanie i wśród włoskich polityków. W 1975 roku, Centrum zostało uznane przez rząd włoski i otrzymało status moralny. Urząd Miasta Rzymu podarował teren. Środki na budowę zgromadziły wszystkie państwa arabskie, ale Arabia Saudyjska i Maroko pokryły większość wydatków. 25 czerwca 1995 roku, w obecności księcia Salmana ibn Abdulaziza Al Sauda - reprezentującego kustosza Dwóch Świętych Meczetów - Mekki i Medyny, w samym sercu chrześcijaństwa zainaugurowano pierwszą, po dwunastu wiekach świątynię muzułmańską.
Patrzę na wspaniałą kopułę zwieńczoną półksiężycem, symbolizującym wszystkie modlitwy wiernych. Jest ona niższa o 18 metrów od kopuły Bazyliki Świętego Piotra i wyższa o 8 metrów od kopuły rzymskiej Synagogi. Z szacunku dla dwóch starszych sióstr monoteistycznych, nie odbywają się modlitwy przez megafon i muezin nie wzywa z minaretu. Na dziedzińcu stoi wspaniała palma - Najskromniejsze drzewo ze wszystkich drzew, które skłania do medytacji. – tłumaczy mój przewodnik.
Wnętrze meczetu uderza prostotą. Zdzieram głowę do góry – kopuła, roztacza się nade mną niczym niebo. Sklepienie podtrzymują 64 kolumny w stylu arabsko-gotyckim, złożone z pięciu pilastrów rozwierających się u szczytu niczym palce dłoni. – Są symbolem pięciu podstawowych obowiązków muzułmanina: szahada – wyznanie wiary, salat – modlitwa, saum – post podczas ramadanu, zakat – podatek dobroczynny, hadż –święta pielgrzymka – mówi. - Świątynia może pomieścić 2400 wiernych, klęczących na podłodze i zwróconych twarzą w kierunku Mekki. Miejsce kobiet jest na balkonie, mogą uczestniczyć w modlitwie ale nie razem z mężczyznami. Przed wiernymi znajduje się nisza, z której imam wygłasza swoją piątkową modlitwę. Islam nie uznaje mediatorów między Bogiem a wiernymi - nie ma papieża, kardynałów, biskupów, księży. Imam to ten, który stoi na przedzie, często wolontariusz wybrany przez wspólnotę, interpretujący Koran lepiej od innych.
Takim imamem był właśnie szejk Abdel-Samie Mohmoud Ibrahim Moussa, który w swoich „kazaniach” w Wielkim Meczecie nawoływał rzymskich muzułmanów do dżihadu, gloryfikował kamikadze i zabraniał żenić się z Żydówkami. W czerwcu 2003 roku został odwołany z Włoch do Egiptu, na wniosek włoskiego ministra spraw wewnętrznych – Giuseppe Pisanu, który zagroził, że zamknie meczety w jakich nawołuje się do świętej wojny.
- Większość muzułmanów żyjących we Włoszech zeświecczyła się i uczęszcza do meczetów, tak jak tutejsi katolicy do kościołów – to znaczy od święta. Chcemy zintegrować się i żyć w pokoju. Jednak od 11 września islam znalazł się na ławie oskarżonych i to spowodowało, że niektórzy muzułmanie stali się radykalni.
W piątki, w dzień modlitwy, największa islamska świątynia Europy zmienia swoje oblicze. Przypomina mi meczety jakie odwiedziłam w Iraku i Egipcie. Przed bramą kwitnie bazar - kramy z artykułami religijnymi, dywaniki do modlitwy, fajki wodne, Święty Koran, arabskie słodkości, żebrzące staruszki oraz wszechobecny zapach girosa i egzotycznych olejków. Ze wszystkich stron ciągną muzułmanie różnych narodowości i koloru skóry, wielu w długich tunikach i z brodami. Kobiety mają chustki na głowie, niektóre spowija czarny welon. W piątki, niewidoczna na co dzień armia synów Allacha materializuje się w masę. Przed bramą stoi policja przeprowadzająca kontrole.

DŻIHAD – MAŁA I WIELKA WOJNA

Dziś wspólnota islamska we Włoszech liczy już blisko 1 milion osób, w tym 10 tysięcy Włochów, którzy zmienili wiarę. Istnieje 375 miejsc, w których celebruje się piątkową modlitwę zbiorową. Islam stał się drugą religią po katolicyzmie i przez jakiś czas myślało się nawet poważnie o powołaniu Rady Islamskiej, na wzór francuski.
Emblematem włoskich muzułmanów są bez wątpienia dwie barwne postacie: Hamza Roberto Piccardo – wiceprezes UCOII - Unii wspólnot i organizacji islamskich we Włoszech oraz Adel Smith – założyciel pierwszej partii islamskiej Wspólnota Muzułmanów Włoch.
Piccardo poznałam na konferencji zwołanej po zamachu na WTC. - Potępiamy, ale nie jesteśmy przekonani, że zrobił to Osama bin Laden – nie ma dowodów... – mówił wtedy - Dżihad to wysiłek, jaki musi włożyć każdy muzułmanin, z miłości do Boga, w to, aby świat stawał się lepszy. Może to być wysiłek duchowy, psychiczny i fizyczny. Wówczas z wewnętrznego staje się on zewnętrzny i przemienia w rewolucję, w walkę wyzwoleńczą przeciwko inwazorom – tak jak w Palestynie i wszędzie tam, gdzie panuje niesprawiedliwość.
Hamza ma za sobą ideologiczną przeszłość rewolucyjną, w szeregach Autonomii Robotniczej. Z objęć komunizmu walczącego, wpadł w walczące objęcia islamu. Teraz kieruje wydawnictwem Dom Mądrości w Imperia i przedstawia się jako islamista „wyważony”. Przy okazji kolejnej rozmowy powiedział mi – Motywacja całego mojego życia to poszukiwanie sprawiedliwości oraz pomoc słabszym i uciskanym. Z tych powodów w młodości byłem komunistą i te zbliżyły mnie do islamu. Tak chciał Allach.
Za Adelem Smithem - założycielem pierwszej we Włoszech partii islamskiej liczącej 5 tysięcy członków - drepcze zawsze albo jego żona w chustce na głowie, albo jego osobisty sekretarz Abdul Haqq Massimo Zucchi. Broda nie za długa, cwane oczka wyglądające zza okularów i cięty język. Chciał nawrócić na islam papieża i cenzurować sonety Dantego. Napisał książki „Przeciwko Orianie Fallaci” i „500 błędów w Biblii”. Zasłynął z wystąpienia w znanym programie telewizyjnym: „Bez niczyjej obrazy... jak wytłumaczyć dziecku, co reprezentuje krzyż? Trup nagiego mężczyzny, powieszony na dwóch kawałkach drzewa, które Rzymianie używali do karania najgorszych zbrodniarzy. Trup w miniaturze...”. Przyrównał także eucharystię do ludożerstwa.
Również w telewizji, podczas innych programów, pobił się z interlokutorem i został pobity przez grupkę nazistów, która wtargnęła do studia – pomimo, że ekstremista islamski podważa istnienie Holocaustu i źle życzy Izraelowi. – Są historycy, którzy przedstawili dowody, że Holocaustu nie było, bo liczba ofiar jest zawyżona. Czytałem wiarygodne opracowania, udowadniające, że właśnie w tym celu komory gazowe zostały zbudowane już po wojnie. Żydzi włoscy mają takie same prawa jak my muzułmanie, ale to, co robi Izrael to rozbój z bronią w ręku. Zrabowali ziemię Arabom. Zdaniem mojej partii akcje kamikadze są niezgodne ze słowem Allacha, bo on zabronił popełniać samobójstwo i zabijać niewinnych – więc je oficjalnie potępiamy. Oni są jednak bojownikami walczącymi z okupantem, tak jak partyzantka w Iraku. Walka wyzwoleńcza jest wskazana przez Koran. – powiedział mi podczas rozmowy.
Lider Wspólnoty Muzułmanów Włoch mieszka w Ofena. Z jego okien widać kościół i cmentarz. Nieduże miasteczko w Abruzzo zostało rozsławione przez włoskie i międzynarodowe media, właśnie z jego powodu. Trybunał w L'Aquila nakazał szkole podstawowej, do której uczęszczają dzieci Adela Smitha, usunięcie krzyża z klasy, rozpatrując pozytywnie sprawę wniesioną przez muzułmanina domagającego się demokracji religijnej. Rząd włoski załatwił jednak sprawę krótko i krzyż pozostał na swoim miejscu.
Smith - Egipcjanin z ojca i Włoch z matki, przez jakiś czas żył na Bałkanach, gdzie drukował, i sprzedawał Koran po albańsku. Dwa lata temu postanowił nawracać na Półwyspie Apenińskim. Jak twierdzą złośliwi - jego partia liczy aż 5 tys. członków, bo na odwrocie legitymacji podsuwał muzułmanom petycję o zamalowanie słynnego fresku w katedrze bolońskiej, przedstawiającego proroka Mahometa w piekle i inspirowanego „Boską komedią”. W rzeczywistości członków pierwszej partii islamskiej jest dwóch – lider i sekretarz.
Obaj islamscy prorocy – Piccardo i Smith są śmiertelnymi wrogami. Piccardo uważa, że Arabia Saudyjska powinna pozwolić by na jej terenie, poza Mekką i Medyną, budowano kościoły katolickie. Antysemita z Ofeny nazwał go apostatą. W rzeczywistości poszło o to, że były komunista z Imperia nie chciał dystrybuować książek przeciwko religii katolickiej poprzez swoje wydawnictwo. Reprezentują dwie twarze islamu umiarkowanego, który nie nawołuje do wielkiego dżihadu, ale prowadzi między sobą i ze wszystkimi do okoła, nieustanne małe wojny. Za tą fasadą kryje się włoski islam radykalny, o wiele bardziej groźny.

DOM PAKTU I DOM WOJNY

W dzień powszedni na ulicach Rzymu muzułmanie nie rzucają się w oczy. Czasami w autobusie można spotkać kobiety w chustce na głowie i charakterystycznych rysach twarzy lub odmiennym kolorze skóry. Na peryferiach Wiecznego Miasta obecność emigrantów islamskich jest bardziej widoczna, żyją jak inni extracomunitari, napędzający ekonomię włoską. Pracują od rana do nocy i mają nadzieję na lepsze życie niż we własnej ojczyźnie. Muzułmanie najczęściej zajmują się handlem. Niektórzy mają własne kramy lub sklepiki, większość jednak pracuje jako pomocnicy u Włochów, trudniących się sprzedażłą obwoźną.
Tylko w niedzielę można dostrzec jak bardzo Italia się zislamizowała. Na wielkim bazarze zwanym Porta Portese, gdzie wszyscy mogą zaopatrzeć się we wszystko, słychać język arabski. Rynek przemienił się w wielki suk. Rozbrzmiewa muzyka arabska, rozchodzi się zapach girosa, handluje się dywanami, fajkami wodnymi i innym egzotycznym rzemiosłem. Wśród straganów kręcą się setki młodych mężczyzn z Algierii, Maroka, Egiptu, Palestyny, Iraku. Rozmawiają, żartują, poklepują się po plecach. Tysiące przybyło jako nielegalni emigranci, na zdezelowanych kutrach rybackich poprzez morze dzielące Europę i Afrykę. I wciąż przybywają następni... Na Porta Portese jest nawet miejsce zwane przez Włochów „Casablanką”, gdzie młodzi Arabowie, ubrani modnie po europejsku, sprzedają kradzione telefony komórkowe, kamery, cyfrówki i inne przedmioty pochądzące z działalności przestępczej. W Rzymie jest kilka miejsc, w których późnym wieczorem, młodzi Arabowie handlują haszyszem i marihuaną.
Jak mi wytłumaczył pewien znawca islamu - przez „dar al ahd” – dom paktu, rozumie się państwo nie islamskie, gdzie rezydujący muzułmanie mają obowiązek respektować prawo, płacić podatki i żyć w pokoju. Przez „dar al harb” rozumie się państwo nie islamskie lub islamskie, uznane za wroga islamu – państwo to staje się „terytorium wojny”, na którym wszystko jest dozwolone. Jeżeli jakiś muzułmanin chce złamać przymierze i zaatakować dom paktu, musi opuścić jego terytorium, i zrobić to z zewnątrz. Nie wolno korzystać z owoców ziemi i atakować tę samą ziemię, która dała owoce – to antyislamskie. Jeżeli natomiast, poprzez fatwę (dekret religijny), jakiś kraj zostanie uznany za „dom wojny” – muzułmanie mieszkający na jego terytorium mogą szkodzić mu na wszystkie możliwe sposoby.

POWRÓT SARACENÓW 

Magdi Allam przyjmuje mnie w swoim nowym biurze, w redakcji „Corriere della Sera”, gdzie urzęduje jako wicedyrektor. Żeby dostać się do popularnego i zaangażowanego dziennikarza włoskiego pochodzenia egipskiego, śledzę procedurę bezpieczeństwa. Allam jest najlepszym przewodnikiem po islamie radykalnym – bez niego Włosi nie rozumieliby nic z tego co i tak trudno zrozumieć. Tematem naszej rozmowy są jego artykuły dotyczące nielegalnego finansowania terroryzmu islamskiego z pieniędzy włoskich meczetów oraz książka: „Dżihad we Włoszech – podróż w islam radykalny”, jaką napisał pracując jeszcze dla „La Repubblica”.
Częstuje mnie herbatą zgodnie z obyczajem bliskowschodnim i przechodzi do kwestii, która interesuje mnie najbardziej: - W latach 70-80, kiedy mieliśmy do czynienia z terroryzmem palestyńskim, ówczesny rząd włoski zawarł sekretne przymierze z organizacjami terrorystycznymi, związanymi z Arafatem. Przewidywało ono nieagresję, w zamian za przymykanie oczu na działalność logistyczną na własnym terytorium – tzn. mogli przyjeżdżać do Włoch, otrzymywać dokumenty, przebywać tu przez jakiś czas, bez problemów. Były tylko dwa wypadki, podczas których pakt został złamany – zamach na rzymską Synagogę, w 1983 roku oraz na Lotnisku w Fiumicino, w 1985 roku. Autorem obu zamachów był Abu Nidal. Teraz, według niektórych odłamów dżihadystycznych, Włochy złamały „pakt bezpieczeństwa”, poprzez udział w kampaniach w Bośni, Kosowie i Afganistanie oraz przez wsparcie Ameryki w Iraku, i są uważane przez przedstawicieli islamu radykalnego za „terytorium wojny”, na którym można prowadzić wszelką działalność nielegalną i kryminalną.
Jak długo słoneczna Italia była „dar al ahd”? Jak wyznał AbdulQuadir – wydalony z Włoch imam zamkniętego już meczetu w Carmagnoli, uważany za włoskiego ambasadora szejka Osamy bin Ladena - do 11 września 2001 roku, Włochy były lotniskowcem, z którego bez przeszkód startowali mudżahedini, by spełniać obowiązek dżihadu, wszędzie tam gdzie było to możliwe lub konieczne. AbdulQuadir był uczniem egipskiego imama z mediolańskiego meczetu przy Alei Jenner, zabitego w Chorwacji w 1995 roku. Swój osobisty dżihad rozpoczął jeszcze w Libii, potem walczył w Bośni. Razem z nim brało udział w świętej wojnie bałkańskiej przynajmniej 300 mudżahedinów przybyłych z terytorium Włoch. Meczet mediolański organizował rekrutację. Później część bojowników pojechała do Afganistanu i Czeczenii. Wszystkie instrukcje znajdowały się na stronach internetowych. „Wystarczyło pójść do konsulatu pakistańskiego w Rzymie, Ankarze lub Istambule i dać łapówkę. Potem należało tylko wsiąść w samolot do Islamabadu.” – imam z Carmagnoli opowiedział Allamowi podczas wywiadu.

TERYTORIUM LOGISTYCZNE

Zdaniem AbdulQuadira, do obozów militarnych w Afganistanie pojechało co najmniej 2000 muzułmanów rezydujących we Włoszech, używając fałszywych dokumentów. Szkolenie trwało od 6 do 12 miesięcy i było wszechstronne. „Uczono ich jak zniszczyć miasto wielkości Londynu, w 24 godziny, w trzy lub cztery osoby. Ludzie, którzy mogą być niebezpieczni. Profesjonaliści”. Mudżahedini ci wrócili do Włoch. Śpią. Większość z nich jest wyznawcami Abu Hanifa (urodzony w Kufa w 696 roku), nauczał, że trzeba udawać, że jest się z wrogiem i w sercu być przeciwko. „Oni mogą pić alkohol i chodzić na prostytutki. Są na wojnie więc jest im to dozwolone. Kto ma obrany cel nie pokazuje się w meczecie, nie nosi brody, nie bierze żon. Może żyć z prostytutką, oczekując na wypełnienie swojej świętej misji” – ostrzegł ambasador bin Ladena.
- Mohammed Atta, nienaganny, młody egipski nauczyciel architektury na Uniwersytecie w Hamburgu i uznany za dowódcę komanda, które dokonało zamachu na WTC i Pentagon jest kontrowersyjnym symbolem zła, jakie zagnieździło się na Zachodzie. Do Ameryki dotarł przejeżdżając przez Hiszpanię i Włochy, korzystając z sieci powiązań jaką Baza uprzęgła w Europie. – kontynuuje Magdi Allam, popijając herbatę. Egipski rodak często powraca w jego refleksjach – We włoskich meczetach została odkryta organizacja przerzucająca pieniądze i mudżahedinów do Kurdystanu irackiego, by walczyli z ugrupowaniem Ansar Al Islam (Partyzanci Boga), przeciwko najeźcy amerykańskiemu i jego sprzymierzeńcom. Wiemy więc, że komórki działające we Włoszech dały wsparcie aktywne Al-Kaidzie również w Iraku, tak jak uczyniły to poprzednio w Afganistanie i Bośni. Włochy to terytorium logistyczne - tu wspiera się terroryzm poprzez organizowanie fałszywych dokumentów, poprzez pieniądze pochodzące z przemytu narkotyków, broni i emigrantów nielegalnych. Istnieją związki terroryzmu islamskiego z camorrą neapolitańską. W Neapolu ma wpływ Islamska Grupa Zbrojna. Niestety islam radykalny propaguje się w meczetach. Drugie źródło finansowe terroryzmu to „zakat”, islamskie sklepy rzeźnicze mające certyfikat czystości oraz agencje regulujące pobyt emigrantów nielegalnych. Istnieją prawdziwe mafie religijne, na których czele stanęli imamowie walczący o wpływy polityczne. Do takich bossów islamskich należy imam z Turynu – Bouriqui Bouchta, mający trzy meczety i dwa rzeźniki oraz Noureddin Chemaoui – samozwańczy prezes Wspólnoty islamskiej Rzymu i Lacjum, posiadający już dwa meczety, jeden sklep mięsny i jedną agencję dla emigrantów. W meczetach włoskich nawołuje się do świętej wojny, do poświęcania życia jako kamikadze i podżega do antysemityzmu... Teraz wiemy również, że na Rzym została wydana „fatwa”. Celem strategicznym Bin Ladena jest nie tylko odzyskanie kalifatu Bagdadzkiego, odbicie Arabii Saudyjskiej i wyrzucenie wszystkich niewiernych z Bliskiego Wschodu. Ma większe ambicje – chce odzyskać ziemie, które kiedyś były pod władzą islamu. Ataki w Istambule i w Madrycie – to etapy tej strategii.
W lutym 2002 roku, szejk Yussef Kardawi, z którym często przeprowadza wywiady Al Jazeera, powiedział: „Pierwszy zostanie odbity Konstantynopol, później Roma. Wrócimy do Europy, po tym jak dwa razy zostaliśmy z niej wyrzuceni. Odbijemy ją i modlitwą, i szpadą”...

TRAGEDIA WISI W POWIETRZU

Po konferencji prasowej rozmawiam z Stefano Dambruoso - prokuratorem do spraw terroryzmu w Mediolanie – Jeszcze do niedawna, śledząc jednego podejrzanego udawało nam się wytropić całą siatkę w Europie. Teraz pozostali śpiący rycerze, jakich znaleźć będzie trudno. Aktualnie to czy dojdzie do zamachu zależy od determinacji pojedynczych osób. Pomyśleć, że najgroźniejszą akcję zaplanował nawrócony sycylijczyk, który chciał podłożyć butlę gazową w mediolańskim metrze. Dambruoso doprowadził w 2002 roku do skazania pierwszej europejskiej komórki Al-Kaidy, działającej na Północy Włoch. Z wielkim zacięciem węszy radykalizm islamski, bo fałszywe i prawdziwe alarmy terrorystyczne powtarzają się w tym kraju od 11 września. Ostatni 19 października 2003 roku - aresztowano wędrownego imama Mohameda Rafika, który głosił dżihad w meczetach, jest podejrzany o przygotowanie zamachu w Casablance i miał kontakty z terrorystami odpowiedzialnymi za zamach w Madrycie. Wraz z nim aresztowano dwóch innych Marokańczyków. Być może przygotowywali we Włoszech atak podobny do tego, jaki Al Kaida dokonała 11 marca. Postawiono im zarzut „terroryzmu międzynarodowego”, który wszedł do kodeksu w grudniu 2001 roku – dzięki nowemu paragrafowi, Włosi mogą aresztować podejrzanych terrorystów na bazie oskarżeń wysuniętych przez inne państwo.
Od tamtego czasu aresztowań było sporo. Wiosną ubiegłego roku odkryto w Mediolanie kolejną komórkę związaną z bin Ladenem, zajmującą się rekrutacją mudżahedinów do „obozów chemicznych” Partyzantów Boga, stworzonych przez szejka Abu Mussab Al Zarkqawiego w irackim Kurdystanie. W kajdankach skończyło już kilku włoskich imamów nawołujących do świętej wojny. Włosi skazali ponad 80 osób za różne przekroczenia: fałszowanie dokumentów, finansowanie terroryzmu, rekrutacja, przemyt emigrantów, palnowanie zamachów. Od sześciu miesięcy siedzi w więzieniu Mohammed Daki, który przyznał się do znajomości z pięcioma członkami komórki Al Kaidy z Hamburga – w tym z Attą oraz strategiem ataku na Amerykę.
Dambruoso ostrzega, że na terenie Włoch znajduje się przynajmniej 80 mudżahedinów chcących poświęcić się jako kamikadze dla Allacha. Tak wynika z podsłuchów telefonicznych, bo są oni nieustannie śledzeni i kontrolowani. We włoskim kodeksie karnym nie ma jednka paragrafu „mudżahedin” – więc nie można ich wsadzić za kratki. Ostrzega również szejk Omar Bakri, który żyje w Londynie i przedstawia się jako tamtejszy ambasador bin Ladena – Po zamachu „Pociągi śmierci”, zostanie przeprowadzony również zamach na Włochy – „Dym szwadronów śmierci”. Minister spraw wewnętrznych – Pisanu, twierdzi jednak, że nie ma powodów do paniki, bo wywiad czuwa...
Czy to wystarczy, by uchronić kolebkę chrześcijaństwa i cywilizacji Zachodniej przed śmiertelnym niebezpieczeństwem, które wisi w powietrzu?

Ze szczytu kopuły Bazyliki Świętego Piotra, na którą bez większych przeszkód mogą się wspiąć wszyscy turyści, rozpościera się widok na Rzym zapierający dech w piersi. W pogodne dni, jednym spojrzeniem można ogarnąć całe Wieczne Miasto i wśród dziesiątek rzymskich kopuł rozpoznać tę kwadratową, więczącą Synagogę, i strzelistą kopułę Wielkiego Meczetu. Wydaje się, że dwie świątynie są blisko, niemal w cieniu San Pietro. W rzeczywistości jednak trzy wielkie monoteistyczne religie dzieli historia – odległość nie do przebycia.

© AGNIESZKA ZAKRZEWICZ

Kobiety-bomby - Za anielskimi uśmiechami kryje się śmierć

Kobiety kamikadze - Teatr na Dubrowce
 Pisze się o nich, że to zdesperowane żony, matki i siostry, które chcą pomścić śmierć swoich mężczyzn. Pisze się również, że są zmuszane do akcji samobójczych przemocą, poprzez indoktrynację religijną, poniżenie godności i z pomocą narkotyków. Są istotami niższymi i integraliści islamscy używają ich jako narzędzi śmierci.

Kim są kobiety kamikadze? Skąd się wzięły? I przede wszystkim, dlaczego dokonują tak okrutnych masakr, w których giną inne kobiety i ich dzieci? - to pytania na jakie wreszcie musimy sobie odpowiedzieć, aby zrozumieć i zwalczyć ten tragiczny fenomen rodzący się na naszych oczach.

Dziewczynka kamikadze

Historia kobiet-bomb jest świeża i bolesna. Pierwszą kamikadze była Sanaa Muhaidily - siedemnastolatka z Libanu. To libańska Hezbollah, wprowadziła na początku lat osiemdziesiątych nową technikę terrorystyczną w walce z izraelskim okupantem: ludzie-bomby. Do pierwszej akcji kamikadze zostali wybrani dwaj młodociani chłopcy. Pierwszy z nich miał 15 lat i wysadził się w powietrze w listopadzie 1982 roku zabijając 90 osób. Drugi miał lat siedemnaście. "Męczennicy Allacha" wybierani przez Partię Boga musieli być młodzi, ale dojrzali do nienawiści. Młodzi, aby nie pozostawić wdów i sierot. Kobiety były wyłączone z honorowej śmierci, choć Rima Fahkri - laureatka Uniwersytetu Amerykańskiego w Bejrucie, zgłosiła się jako kandydatka. Sanaa Muhaidily uprzedziła ją, stwarzając precedens. Wysadziła się w samochodzie przejeżdżając przez izraelski Chek Point i zabiła dwóch żołnierzy. Zostawiła kasetę wideo z nagraniem: "Nie umarłam, jestem nadal z wami. Chodzę po raju, tańczę i śpiewam. Podlałam moją ojczystą ziemię własną krwią. Nie płaczcie po mnie, uśmiechajcie się ze mną i bądźcie szczęśliwi".
Sanaa o anielskim uśmiechu stała się popularna w Libanie i innych krajach muzułmańskich. Poeta egipski, Khaled, napisał o niej wiersze, a dwie inne dziewczyny poszły w jej ślady. Osobistości religijne islamu radykalnego (jak szejk Jasin popierający otwarcie akcje kamikadze), opierały się jednak długo wybieraniu kobiet na męczenników Allacha, aż do stycznia 2002 roku, kiedy to wysadziła się w powietrze pierwsza kamikadze palestyńska. Nazywała się Wafa al Idriss, miała 28 lat i ukończyła studia. Była osierocona przez ojca i wychował ją brat. Wyszła za mąż, ale okazało się że jest bezpłodna i mąż ją oddalił. Śmierć jako kobieta kamikadze była dla niej oczyszczeniem honoru.

Oczyszczanie honoru

Za przykładem Wafy al Idriss poszły inne dziewczyny palestyńskie. Kiedy patrzy się na ich zdjęcia - często zatrzymane kadry testamentów wideo, nie chce się wierzyć, że za anielskimi uśmiechami tych bardzo młodych kobiet, kryje się śmierć, że to są morderczynie - autorki krwawych masakr. Dareem Eisha wysadziła się w lutym 2002 roku, w marcu zrobiła to Ayat Akhras, w kwietniu Andaleeb Takafka. W październiku 2003 r., jako kobieta-bomba popełniła samobójstwo piękna Jaradat Hanadi. W styczniu 2004 r., Reem Salih al-Rayash, która w testamencie wideo wystąpiła w stroju bojownika Brygad Al-Aqsa.
Amerykańska dziennikarka - Barbara Victor, autorka książki "Kobiety męczennice Allacha", wskazuje na desperację osobistą, jaka popycha muzułmanki do tego, by oddały życie w ten przerażający sposób, zabijając niewinne ofiary. Do wysadzenia się w powietrze popycha je coś więcej niż nacjonalizm religijny lub zemsta. Najczęściej są to kobiety odrzucone przez mężów, mające nieślubne dzieci, te które dopuściły się zdrady lub odrzuciły swatane małżeństwo. Śmierć jako męczennica Allacha jest honorowa i zmazuje każdą winę. Najlepszym przykładem tej tezy była Reem Reyashi, matka dwójki dzieci, która zgodnie z tym co pisała prasa izraelska, zdradziła męża i została zmuszona do honorowego samobójstwa. Mąż dał jej pas z materiałem wybuchowym i odprowadził ją na miejsce zamachu.
Na presję i indoktrynację religijną jako podłoże fenomenu kobiet kamikadze wskazał dziennik "Los Angeles Times" w lutym br. Zdaniem gazety, w której po raz pierwszy analizowano niebezpieczne zjawisko, czeczeńskie kamikadze są bite, torturowane, narkotyzowane i zmuszane do zamachów.

"Czarne wdowy"

To przynajmniej oficjalna wersja rosyjskiej propagandy, która już od dłuższego czasu próbuje przekonać światową opinię publiczną, że "shakhidki" z Czeczeni są manipulowane przez ich bezwzględnych dowódców - Basajeva i Mashadova. Są zaciągane do specjalnych oddziałów, gdzie przechodzą szkolenie wojskowe i religijne, żyjąc całkowicie odseparowane od świata. Kiedy są wysyłane w "świętą misję", ktoś eskortuje je na miejsce zamachu, aby nie rozmyśliły się po drodze. Dla innych "czarne wdowy" z materiałem wybuchowym przypasanym do brzucha, które zdobyły światową sławę dzięki akcji porwania zakładników w moskiewskim teatrze na Dubrowce w 2002 roku - to żony, matki i siostry zabitych rebeliantów lub młode dziewczyny zgwałcone przez rosyjskich żołnierzy, chcące zemścić się lub zmazać hańbę. Desperatki...
Przykładem tego, co utrzymuje propaganda rosyjska jest los Zaremy - kobiety-bomby, która nie miała odwagi wysadzić się w powietrze. Jak pisały rosyjskie gazety - w pierwszej chwili twierdziła, że zaciął się mechanizm mający zdetonować jej ładunek, później powiedziała, że nie mogła dokonać masakry, bo Moskwa wydawała jej się zbyt piękna. Żołnierze rosyjscy zabili jej ojca i męża. Pozostała sama z małym synem, bez dachu nad głową i bez środków do życia w sytuacji chronicznej wojny. Przygarnęli ją rebelianci i oddali pod opiekę bardzo ortodoksyjnej rodziny islamskiej, gdzie przeszła indoktrynację religijną, i sama zdecydowała się stać męczennicą Allacha. Kiedy powierzono jej "świętą misję", została odwieziona do Moskwy. Kobieta, u jakiej mieszkała odwiozła ją metrem na miejsce zamachu.
Jak napisał włoski dziennik "Corriere Della Sera", rosyjski wywiad twierdzi, że aż 50 kobiet-bomb zostało wyszkolonych i wysłanych w "świętą misję". Niestety słowa znajdują potwierdzenie w ostatnich faktach. W sierpniowych zamachach na dwa samoloty Tupolew i na metro w Moskwie brały udział cztery kobiety kamikadze - siostry i przyjaciółki. Jedna z nich jeszcze źyje, gotowa wysadzić się w powietrze. W szkole w Biesłanie, wśród terrorystów były dwie "czarne wdowy", które zmieniając swoje żałobne szaty, goniły za niewinnymi i bezbronnymi dziećmi, aby je zabić.

Emancypacja według Allacha

Gdyby nie ogrom tragedii, której nie da się już ogarnąć umysłem, można by wysunąć hipotezę, że kobiety-bomby, na swój tragiczny sposób, wywołały rewolucję feministyczną w kulturze islamskiej, prowadzącą do ich równouprawnienia, przynajmniej przed Allachem. Tak, kobieta muzułmańska, która dla radykalnych wyznawców islamu jest istotą nieczystą, jakiej nie podaje się nawet ręki - zrównała się z mężczyzną na chwilę w obliczu śmierci. Po niej Męczennice Allacha są znowu dyskryminowane. Palestyńskie rodziny, z których pochodziły kobiety-bomby dostają tylko połowę zasiłku, jaki Hamas daje rodzinom mężczyzn-bomb.
Jedną z kobiet-bomb, które wywołały najwięcej dyskusji na temat prawdziwej motywacji ich czynów, była Palestynka Hamadi Jaradat. Dokonała zamachu w restauracji w Hajfie, zabijając 20 osób. Miała 28 lat, była obiecującym adwokatem, żołnierze izraelscy zabili jej brata i ona chciała pomścić swoją krzywdę. Wśród sześciu czeczeńskich terrorystek, jakie cały świat widział w telewizji gdy leżały martwe na fotelach moskiewskiego teatru, uduszone przez gaz toksyczny, z czarnymi chustkami na głowie i w czarnych kaftanach przepasanych pasem z ładunkiem wybuchowym, aż trzy były w ciąży...
Są krzywdy jakich nie można wybaczyć, ani zapomnieć. Są jednak zbrodnie, jakich nie można niczym wytłumaczyć, ani usprawiedliwić. Należy do nich "rzeź niewiniątek" w Osetii, którą religia chrześcijańska i kultura Zachodu uważa za największe tabu. Masowe dzieciobójstwo, jak to popełnione przez Heroda... Jeżeli jest prawdą, że islamskie kobiety kamikadze popycha do ich okrutnych czynów nie chęć zemsty, lecz zabobony społeczne religii muzułmańskiej, to wypadałoby uznać Islam za religię niebezpieczną, której prawdziwe oblicze zobaczyliśmy w Afganistanie talibów i jakie oglądamy teraz na Kaukazie...

AGNIESZKA ZAKRZEWICZ z Rzymu
TRYBUNA, 2005
Portal Racjonalista, 2006
link:
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,5099

Czarne wdowy - Teatr na Dubrowce

Czeczeńska shakhidka

Wafa Idriss - kamikadze palestyńska, zabiła 150 osób 27 stycznia 2002 roku, w centrum handlowym w Jeruzalem

Andaleeb Takafka - pochodziła z Betlejem, miała 20 lat. 12 kwietnia 2002 roku zabiła 6 osób i raniła 104

Reem Salih al-Rayasha - 21-letnia matka dwójki dzieci, wysadziła się 14 stycznia 2004 roku na przejściu granicznym pomiędzy Gazą i Izraelem. W testamencie wideo jako jedyna kobieta wystąpiła w stroju bojowników Brygad Al-Aqsa

Zeinab Abu Salem - wysadziła się 22 września 2004 roku, w Jerozolimie. Zabiła 2 osoby i raniła 17. Sama miała 18 lat

Dareen Abu Aysheh - 21-letnia kamikadze, wysadziła się 27 lutego 2002 roku, w West Ramallah

Ayat Akhras - 18 letnia kamikadze wysadziła się 29 marca 2002 roku, w supermarkecie w Jerozolimie, zginęły 2 osoby a 28 zostało rannych

Hanadi Tayseer Jaradat - wysadziła się 4 października 2003 roku, w restauracji w Haifie, zabijając 19 osób i raniąc 50

PSYCHOPATA Z BAGDADU, TERRORYZM I ANTYTERRORYZM - rozmowa z Magdi Allam

Magdi Allam. Foto A. Zakrzewicz
Magdi Allam urodził się w Kairze, w 1952 r. Przybył do Włoch, by skończyć studia. Był korespondentem zagranicznym należącym do Stowarzyszenia Dziennikarzy Zagranicznych w Rzymie. Przez wiele lat pracował w dzienniku La Repubblika, a od 2004 r. w Corriere della Sera. Opublikował książki: „Bin Laden we Włoszech - podróż w świat islamu radykalnego” (Mondadori, 2002), „Dziennik islamu” (Mondadori, 2002) i wraz z Roberto Grittim - „Islam – Włochy. Co myślą muzułmanie żyjący wśród nas” (Edizioni Guerini e Associati, 2001), „Saddam – sekretna historia dyktatora” (Mondadori 2003) oraz inne. Jest uważany za intelektualistę, znającego dobrze kulturę islamską i europejską. Jego liczne artykuły pozwoliły Włochom poznać islam, a dochodzenia dziennikarskie dotyczące terroryzmu islamskiego niejednokrotnie pomogły włoskiej prokuraturze. Jest uważany za jednego z najpopularniejszych i najbardziej zaangażowanego z dziennikarzy włoskich.

„Bliskie spotkanie trzeciego stopnia” między dziennikarzem pochodzenia egipskiego i irackim dyktatorem, nastąpiło w marcu 1990 r., po tym jak M. Aallam opublikował ostry artykuł potępiający egzekucję przez powieszenie dziennikarza brytyjsko-perskiego Farzada Bazofta, oskarżonego w Bagdadzie o szpiegostwo. Allam otrzymał wtedy poprzez ambasadę iracką w Rzymie, faks od reżimu, w którym grożono mu śmiercią. Przez wiele lat znajdował się na osobistej „czarnej liście” Saddama. Później otrzymał groźby ze strony ekstremistów islamskich, powiązanych z Al-Kaidą. 



------------------------------------------------------------------

- Nowością tej biografii jest informacja o chorobie psychicznej Saddama Husajna, której podłożem są: trudne dzieciństwo bez ojca i kontrowersyjna postać matki wróżki-prostytutki. Irackiego dyktatora należy unieszkodliwić bombami, czy też należałoby zamknąć go w szpitalu psychiatrycznym?

- W mojej książce przytaczam opinię Javiera Pereza de Cuellara - śwczesnego sekretarza generalnego ONZ, który 14 stycznia 1991 r., udał się do Bagdadu aby spróbować przekonać Saddama do wycofania się z Kuwejtu. Po bezowocnym spotkaniu powiedział: „Może Saddam Husajn powinien skonsultować się z psychiatrą. Zachowuje się jakby w ogóle nie było niebezpieczeństwa, nie zdaje sobie z niego sprawy. Nie ma kontaktu z rzeczywistością”.
Iracki dyktator widzi rzeczywistość poprzez filtry, nie myśli jak osoby normalne. Na jego psychopatię składają się dwa elementy - paranoja, która powoduje że czuje się on ofiarą całego świata i bezgraniczna megalomania. Francuscy lekarze, autorzy bestselleru „Chorzy, którzy nami rządzą” udowodnili że sieroty rekompensują sobie brak rodziny poprzez dążenie do władzy za wszelką cenę. Od dzieciństwa towarzyszy Saddamowi silny strach przed śmiercią, całkowity brak zaufania do innych i obojętność uczuciowa. Te trzy elementy przełożył na otaczającą go rzeczywistość i zbudował na tych fundamentach partię BAAS, system państwowy oraz strukturę społeczną. W jednym ze swoich pierwszych przemówień po objęciu władzy w 1979 r., powiedział „uwolnijcie się od waszych ojców i matek, waszą jedyną rodziną jest BAAS, jeżeli wasi rodzice mówią coś przeciwko partii - zaskarżcie ich”.
Saddam cierpi również na depresję i jego opuchnięta twarz, podkrążone oczy oraz zwolnione ruchy świadczą o tym, że od lat bierze lekarstwa.
Należy jednak rozróżnić chorobę psychiczną od zbrodni przeciwko ludzkości. Husajn nie jest zwykłym mordercą-psychopatą, który zabił kilka czy kilkanaście osób jako serial killer i którego nasze społeczeństwo skazałoby za to na szpital psychiatryczny. Dyktator iracki ma na sumieniu śmierć 2 milionów ludzi - milion Irańczyków i milion obywateli Iraku. Osoby te zginęły w skutek wojen, w których użyto broni masowej zagłady, w wyniku prześladowań politycznych, tortur i wyroków bez sądu. Oczywiście nie dokonał własnoręcznie wszystkich zbrodni, lecz stworzył system kryminalny, reżim działający zgodnie z mentalnością klanową i mafijną. On kontroluje władzę i aparat represji (wojsko, policję, wywiad) od przeszło 30 lat - ponosi więc osobiście odpowiedzialność za masakry i zbrodnie przeciwko ludzkości, które muszą zostać ukarane.

- Jaką odpowiedzialność ponosi Zachód, a w szczególności Stany Zjednoczone, w stworzeniu dyktatury Husajna, w latach 1963-68? Saddam, tak jak Bin Laden był agentem CIA? W swojej książce pisze pan o wydarzeniach, które poszły już dawno w zapomnienie: w rzeczywistości to CIA dopomogła partii BAAS dojść do władzy absolutnej i utrzymać ją przez lata. Okrutna masakra irackich komunistów, odbyła się dzięki temu, że wywiad amerykański dostarczył reżimowi ich listę. CIA maczała palce także w zamachu na Abdula Karima Ali Kassema. Czy nie zbyt późno na to, by domagać się głowy „rzeźnika z Bagdadu” w imię demokracji?

- Saddam Husajn był agentem CIA. Świadczy o tym wiele faktów. Po nieudanym zamachu na Ali Kassema, (młody Husajn był członkiem komanda), udało mu się uniknąć aresztowania i uciec do Egiptu. W Kairze dostał azyl polityczny i żył tam przez trzy lata otrzymując pensję oraz mieszkanie. W stolicy Egiptu miały miejsce wydarzenia, za które Saddam powinien ponieść odpowiedzialność - do odpowiedzialności nie został jednak pociągnięty.*
Jest udokumentowane, że w lutym 1963 r., „komanda śmierci” BAAS, na których czele znalazł się Saddam po powrocie z azylu, dokonały masakry setek członków partii komunistycznej na podstawie listy otrzymanej od CIA. Komuniści byli aresztowani, torturowani i zabijani, choć nowy reżim zagwarantował Amerykanom, że nie staną oni przed sądem wojskowym. Mimo to Amerykanie wyrazili zadowolenie z upadku Ali Kassema (bo on znacjonalizował wydobycie ropy naftowej) i z dojścia prawicowego skrzydła BAAS do władzy.
Również w 1968 r., w ostatecznym, podwójnym zamachu stanu, który doprowadził BAAS do władzy absolutnej, wywiady amerykański i angielski odegrały istotną rolę. Trzy lata wcześniej zamach przeciwko prezydentowi Arefowi nie powiódł się, gdyż był zorganizowany przez zwolenników Nassera. Dojście do władzy prawicowego skrzydła partii BAAS kosztowało życie 50 tys. ludzi - większość to opozycja komunistyczna.
Stany Zjednoczone pomogły też Saddamowi w 1988 r., kiedy był bliski przegrania wojny z Iranem. Po rezolucji ONZ, która nakazywała zaprzestanie działań zbrojnych obu stronom i została odrzucona przez Iran - Amerykanie rozpoczęli niszczenie irańskich okrętów wojennych i platform naftowych. To wzmocniło Saddama, który zmasakrował 100 tys. żołnierzy irańskich pod Bassorą przy całkowitej obojętności Zachodu. Dopiero masakra Kurdów gazem paraliżującym poruszyła światową opinię publiczną.
W 1991 r., już po wyzwoleniu Kuwejtu, kiedy w Iraku wybuchła rewolucja wewnętrzna szyitów, Amerykanie zezwolili pokonanemu Saddamowi, którego zostawiono przy władzy, na użycie helikopterów. Powstanie wewnętrzne przeciwko reżimowi zostało stłumione również bronią chemiczną.
Z tych powodów, Ameryka nie jest wiarygodna, kiedy twierdzi, że walczy o wolność dla Irakijczyków.
Zachód widział w Saddamie zbyt długo „Bismarka Bliskiego Wschodu”, będącego zaporą przed komunizmem i przed rewolucją islamską Chomeiniego.

- Pisze pan, że samobójstwo-zabójstwo starego Abu Nidala mające miejsce w sierpniu 2002.r., było demonstracją, że Irak odcina się od terroryzmu. Opisuje pan również fakt, o jakim mówi się jeszcze zbyt mało - finansowanie „męczenników” palestyńskich, którzy wysadzają się w Izraelu. Reżim iracki przekazał w ostatnim okresie już 15 mln dolarów na ten cel i każda rodzina palestyńskiego terrorysty, który zabije Żydów, otrzyma 25 tys. dolarów.
Skąd bierze się osobisty antysemityzm Saddama, porównywalny z nienawiścią Hitlera? Czy Husajn ma związki z Bin Ladenem i wspiera Al Kaidę?

- Antysemityzm Saddama jest starej daty i ukształtował się również na skutek wpływów rodzinnych (wujek, który zastąpił ojca Husajna był gorącym zwolennikiem faszyzmu - przyp.red.). Cechuje on większość baasistów i manifestował się wielokrotnie, w sposób okrutny - na przykład powieszenie setek Żydów na głównym placu Bagdadu, po przewrocie w 1968 r. Przy każdej okazji reżim iracki powtarza, że Izrael musi przestać istnieć. Jest to oś polityki panarabskiej, która zrównuje mu sprzymierzeńców. Jednak Husajn zawsze manipulował Palestyńczykami i wykorzystywał ich dla potrzeb własnej polityki nie dając nic w zamian. W 1970 r. jego oddziały obserwowały bezczynnie masakrę 20 tys. Palestyńczyków dokonaną przez wojsko jordańskie. O tym, iż Palestyna jest środkiem a nie celem, świadczy najlepiej fakt, że do tej pory nie istnieje jako państwo.
Bin Laden uważa Saddama Husajna za niewiernego. W normalnej sytuacji ich drogi nigdy by się nie zeszły. Teraz, kiedy obaj stali się pilastrami „osi zła”, wyznaczonej przez Busha, zawarli przymierze taktyczne. W tym tkwi niebezpieczeństwo. Możemy się spodziewać, że ambasady irackie w całym świecie będą wspierać Ali Kaidę i jej zbrodnicze plany.

- Dokonując analizy psychologicznej Saddama, zwrócił Pan uwagę na istotną rzecz: im bardziej wzrasta wrogość świata w stosunku do niego, tym bardziej jest on zadowolony, gdyż znajduje się w centrum uwagi. Iracki dyktator nie jest jednak „męczennikiem” jak młodzi Palestyńczycy, których opłaca. Najważniejsze jest dla niego własne życie i utrzymanie władzy. Ghazi Al Khusaiba, aktualny minister saudyjski znający Saddama od lat, wyraził opinię, iż dopiero wtedy gdy dyktator naprawdę przestraszy się, że to konciec - będzie próbował wszelkich dróg ratunku, nawet tej pokojowej. Jak należy postępować z psychopatą z Bagdadu?

- Jeżeli istniała możliwość, że Husajn odda władzę w sposób pokojowy - moim zdaniem została ona zaprzepaszczona. Mogło to nastąpić jedynie wtedy, gdy zobaczyłby cały świat przeciwko sobie. Niestety podczas wielkiej manifestacji pokojowej, która odbyła się 15 lutego 2003 r., w wielu miastach, świat protestował tylko przeciwko wojnie Busha - nie przeciwko Saddamowi. Pacyfiści nie uświadomili sobie jeszcze, że w głowie chorego dyktatora manifestacje przeciwko wojnie to manifestacje popierające Saddama Husajna i jego reżim.

- Jak wygląda wojna w Kuwejcie, gdzie aktualnie pan znajduje się?
- Granice irackie już wielokrotnie zostały przekroczone przez wojska sprzymierzone, które szykują się do ataku. Zdaje się, że Saddam pogodził się z utratą Basory i skoncentrował na obronie Tikritu oraz Bagdadu. Amerykanie planują obalenie dyktatora w ciągu tygodnia. Niestety, jak wiemy z doświadczenia - wojna przynosi zawsze wiele niespodzianek.


* Kiedy na policję w Kairze zgłosiła się prostytutka i złożyła donos na studenta irackiego, który przez tydzień przetrzymywał ją w mieszkaniu, torturując ją poprzez nacinanie nożem i odgaszanie papierosów na ciele. Policja przeszukała mieszkanie zajmowane przez Saddama, jednak odgórnie nakazano pozostawić go w spokoju niezależnie od tego, co popełni.

© AGNIESZKA ZAKRZEWICZ, 2003

Wszystkie teksty i zdjęcia zamieszczone na stronach internetowych www.bezgranic.net.pl
są chronione prawem autorskim.
Wszelki plagiat, przedruk lub wykorzystywanie bez zgody autora
jest wykroczeniem i roszczenia z tego tytułu będą dochodzone
na drodze sądowej.




Terroryzm i antyterroryzm globalny

- Czy pana zdaniem na skutek strategii wojny prewencyjnej Al Kaida jest dziś mniej groźna?

- Al Kaida nie ma struktury piramidalnej, więc eliminując dowódców - Osamę bin Ladena i Aymana al Zawahiriego, nie zlikwiduje się organizacji poprzez przysłowiowe „odcięcie głowy”. Ma strukturę „mackową”, w której środek jest punktem odniesienia ideologiczno-strategicznego, ale nie ma decydującego wpływu na zdolności operacyjne poszczególnych komórek. Wiemy dobrze, że każda pojedyncza komórka jest autonomiczna pod względem wyboru celu do zaatakowania, znalezienia pieniędzy i broni, opracowania strategii i decyzji, co do czasu, w jakim ma być dokonany zamach. Kiedy więc zostało ustalone, że wrogiem jest Ameryka – każda komórka decyduje sama jaki cel wybrać. Może to być ambasada, konsulat, agencja podróży, hotel jak Dżakarcie.
Moim zdaniem Baza została osłabiona, ale nie wyeliminowana. Obecnie łączność pomiędzy centrum i peryferiami stała się trudna, bin Laden jest człowiekiem, który musi się ukrywać w niedostępnych grotach pomiędzy Afganistanem i Pakistanem, nie może więc kierować aktywnie swoją organizacją. Niestety wystarczy, że od czasu do czasu, sam lub poprzez swoich rzeczników, wyśle jakąś wiadomość będącą znakiem zachęcającym do ataku. Paradoksem jest, że osoby żyjące w podziemnych grotach, używają do własnych zbrodniczych celów nowoczesną technologię – przede wszystkim internet. Tak więc, wojna prewencyjna osłabiła Bazę, nie jest to jednak jednoznaczne z tym, że organizacja ta stała się mniej groźna.

- Czy wojna w Iraku przyniosła konkretne efekty w walce z terroryzmem?

- Wiosną tego roku została odkryta w meczetach włoskich organizacja przerzucająca pieniądze i mudżahedinów do Kurdystanu irackiego, by walczyli z ugrupowaniem Ansar Al Islam (Wspierający Islam). Wiemy więc, że komórki działające we Włoszech i w Europie dały wsparcie aktywne Bazie bin Ladena również w Iraku, tak jak uczyniły to poprzednio w Afganistanie i na Bałkanach. Teraz Irak stał się świętą ziemią dżihadu, gdzie ciągną mudżahedini z całego świata, włącznie z kamikadze gotowymi oddać życie w zamachach. Ibn Laden uważał Husajna za niewiernego, w normalnej sytuacji ich drogi nigdy by się nie zeszły. Kiedy obaj stali się głównymi punktami na osi zła, zawarli przymierze taktyczne. Jeśli codziennie giną żołnierze amerykańscy w zamachach i pułapkach terrorystycznych, trudno powiedzieć, że wojna przyniosła efekty w walce z terroryzmem.

- W 1998 roku przeprowadził pan wywiad z szejkiem Omarem Muhammadem Bakri, rezydującym w Wielkiej Brytanii. Jest on zwolennikiem islamizacji Europy, chcącym nawrócić na islam wszystkich niewiernych. Według jego wizji, w przyszłości Stary Kontynent stanie się ziemią obiecaną emigrantów muzułmańskich, którzy są młodsi, silniejsi oraz dbający bardziej o prokreację. Jest to wizja realna?

- Bakri nie jest wizjonerem, lecz zaangażowanym działaczem sprawy islamskiej. W Londynie kieruje on znakomicie zorganizowaną wspólnotą muzułmańską Muhajiroun (Emigranci). Bierze ona nazwę od grupy pierwszych wyznawców proroka Mahometa, którzy towarzyszyli mu podczas azylu w Medynie, po opuszczeniu Mekki. Ludzie Bakriego uważają się za emigrantów duchowych, niosących islam do Europy. Jest to wspólnota złożona głównie z Pakistańczków mających obywatelstwo brytyjskie, bogata, posiadająca meczety, szkoły koraniczne, wydawnictwa. Według świadectwa jednego z członków, który zdezerterował ostatnio – działała niezwykle prężnie podczas wojny w Afganistanie organizując rekrutację i przerzut mudżahedinów arabskich pochodzących ze wszystkich krajów Europy. Udowodniono, że Emigranci wysłali do Afganistanu ponad 200 „brytyjskich” bojowników islamskich. Szejk Bakri robi to, co mówi. Od lat przepowiada wzrost islamizacji demokratycznych społeczeństw Zachodnioeuropejskich, poprzez asymilację radykalnej struktury muzułmańskiej złożonej z meczetów, szkół koranicznych, sklepów rzeźniczych prowadzących ubój rytualny, mediów, islamskich organizacji i instytucji zajmujących się pomocą społeczną dla muzułmanów – w tym banków i innych organizmów finansowych. Jest całkowicie przeciwny jakiejkolwiek integracji tej struktury wspólnotowej, ze strukturami państwa brytyjskiego – na przykład sprzeciwia się by brytyjscy muzułmanie głosowali w wyborach. Jego celem jest wykorzystanie systemu demokratycznego, w celu wzmocnienia i zakorzenienia wspólnoty muzułmańskiej w Europie.

- Również Włochy mają problemy z islamem radykalnym. Czy Bakri ma tu swoich zwolenników?

- Poszczególne jednostki czasami się na niego powołują, uznając go za autorytet religijny. We Włoszech większy wpływ mają Bractwo Muzułmańskie oraz odłamy dżihadystyczne, związane z Al Kaidą. Włochy do tej pory były terenem logistycznym, gdzie wspierano terroryzm poprzez organizowanie fałszywych dokumentów, pieniądze pochodzące z przemytu narkotyków, broni i emigrantów nielegalnych. Istnieją związki terroryzmu islamskiego z camorrą neapolitańską. Islam radykalny propaguje się niestety w meczetach. W czerwcu 2003 roku „La Repubblica” opublikowała mój artykuł przytaczający kazanie piątkowe szejka Abdel-Samie Mohmouda Ibrahima Moussa, imama Wielkiego Meczetu w Rzymie, podczas którego gloryfikował kamikadze, wzywał na pomoc Allacha, by zniszczył domy wrogów islamu, zabraniał muzułmanom żenić się z Żydówkami , gdyż ta rasa jest najgorszym wrogiem. Po publikacji mojego wywiadu z imamem, w którym tłumaczył, dlaczego należy zabijać Żydów, minister spraw wewnętrznych Giuseppe Pisanu interweniował, żądając wyjaśnień i wskazując, że lepiej byłoby, gdyby opuścił on Włochy, gdyż w innym przypadku, rząd podejmie działania mające na celu jego wydalenie. I tak rzeczywiście się stało. Abdel-Samie powrócił do Egiptu. Na jego miejsce przybył inny imam przysłany przez meczet egipski Al Asar. Rozpoczął swoje kazania, w których nie porusza jak na razie żadnych tematów politycznych. Oczywiście jeżeli w Wielkim Meczecie reprezentującym islam instytucjonalny, pochwala się terroryzm i uznaje kamikadze za bohaterów, wyobraźmy sobie co dzieje się w mniejszych meczetach, wymykających się z pod kontroli.
Bractwo Muzułmańskie uznało oddalenie imama za atak na islam i wolność religijną obowiązującą w demokratycznych Włoszech. Zdumiewa dwulicowość tej najważniejszej włoskiej organizacji muzułmańskiej. Z jednej strony deklarują się jako muzułmanie umiarkowani, chcący integracji w strukturach państwowych. Z drugiej - uznają publiczne podżeganie do przemocy i gloryfikację kamikadze za wolność religijną. We Włoszech popierają dialog ekumeniczny z Żydami, kiedy natomiast mówi się o Izraelu – tam ich zdaniem, zabijanie Żydów jest uzasadnione i usprawiedliwione.

- Czy w aktualnej sytuacji Włochom zagrażają zamachy terrorystyczne?

- W latach 70-80, kiedy mieliśmy do czynienia z terroryzmem palestyńskim, ówczesny rząd włoski zawarł sekretne przymierze z organizacjami terrorystycznymi, związanymi z Arafatem. Przewidywało ono nieagresję, w zamian za przymykanie oczu na działalność logistyczną na własnym terytorium – to znaczy, mogli przyjeżdżać do Włoch, otrzymywać dokumenty, przebywać tu przez jakiś czas, bez problemów. Były tylko dwa wypadki, podczas których pakt został złamany – zamach na rzymską Synagogę, w 1983 roku oraz na Lotnisku w Fiumicino, w 1985 roku. Autorem obu zamachów był Abu-Nidal chyba znany równie dobrze Polakom.
Dzisiejszy terroryzm islamski jest czymś innym, niż ten z którym mieliśmy do czynienia do tej pory. Nie ma powiązań instytucjonalnych, jego język jest nieracjonalny, odwołujący się do Koranu, a nie do polityki. Służby bezpieczeństwa któregokolwiek kraju nie mogą już znaleźć interlokutora, z którym można by zawrzeć jakikolwiek potajemny układ, opierający się na pieniądzach czy jakiejś wymianie. Współcześni terroryści islamscy to bardzo gorące głowy, ludzie gotowi poświęcić własne życie – co wcześniej było nie do pomyślenia. Kiedy Arafat był terrorystą, zamachy dokonywano przy pomocy broni, a nie własnego ciała. Wcześniej terroryści mieli cele polityczne, których chcieli dopiąć – jak niepodległość Palestyny. Obecnie terroryzm islamski chce zniszczyć cywilizację Zachodnią i to jest jego strategia totalna. Niemożliwe jest więc znalezienie wspólnej płaszczyzny.
Według niektórych odłamów dżihadystycznych, Włochy złamały „pakt bezpieczeństwa”, poprzez swój udział w kampaniach w Bośni i Kosowie oraz przez wsparcie Ameryki w Afganistanie oraz Iraku, i teraz są uważane przez przedstawicieli islamu radykalnego za „terytorium wojny”. To oczywiście oznacza, że Włochy mogą stać się terenem lub celem zamachów. Jest to kolebka chrześcijaństwa, gdzie przebywa papież otwarty na dialog z islamem umiarkowanym. Znajduje się tu największy meczet w Europie, a wspólnota islamska liczy blisko milion osób. Interesy ekonomiczne Włoch w państwach arabskich są bardzo duże. W kraju toczy się aktualnie ożywiona debata na temat muzułmanów i miały miejsce incydenty, jak oświadczenie premiera Berlusconiego o wyższości cywilizacji Zachodniej nad islamem, co wywołało kryzys dyplomatyczny z wieloma państwami arabskimi.

- Pańskim zdaniem również inne kraje biorące otwarcie udział w wojnie w Iraku - jak Polska lub popierające Amerykę, mogą być narażone na zamachy?

- Wszystko zależy od tego, jak liczna i znacząca jest w tych krajach wspólnota muzułmańska. Terroryzm ma prawo bytu jeżeli może otrzymać wsparcie logistyczne i finansowe, jeżeli znajdzie wyznawców, i naśladowców. Nie dotyczy to chyba Polski, w której wspólnota muzułmańska nie jest tak liczna i znacząca jak gdzie indziej w Europie Zachodniej. Oczywiście terroryzm ma mentalność tchórzowską – uderza tam, gdzie się najmniej tego spodziewa i mierzy w tych, którzy są mniej czujni. Polska nie jest uważana za kraj tradycjonalnie wrogi islamowi. Teraz jednak, po nowym komunikacie bin Ladena, możemy wnioskować, że Polska oraz wszystkie kraje wspierające Amerykę zostały uznane za wrogie. Nie jest wykluczone, że celem może stać się jakiś obiekt amerykański w Polsce, raczej mniej prwdopodobne, by próbowano uderzyć w jakiś obiekt polski na świecie, gdyż nie miałoby to zbyt wielkiego rezonansu.

- Czym był 11 września dla świata Zachodniego? W jaki sposób Zachód może bronić się przed terroryzmem islamskim?

- Bez wątpienia była to cezura oddzielająca dwie epoki – przed i po 11 września. Zamach ten pokazał słabość nie tylko wywiadu amerykańskiego, również tych zachodnioeuropejskich zaprogramowanych jeszcze na „zimną wojnę”. Dokonał rewizji pojęcia bezpieczeństwa i zmienił system bezpieczeństwa. Teraz służby specjalne zorientowały się, że muszą posiąść zdolność penetracji środowisk islamskich i zapobiegania zamachom. Konieczne będzie stworzenie pokolenia 007, którzy mówią po arabsku, znają dialekty, kulturę i religię islamską. Oczywiście będzie to wymagać czasu. Naczelnym zadaniem służb bezpieczeństwa stanie się teraz szukanie tzw. „śpiących rycerzy”, którzy mogą znajdować się wszędzie. Wszystkie państwa, mające w przeszłości tendencję do kompromisu z terroryzmem, zrozumiały, iż popełniły błąd – nie istnieją pakty bezpieczeństwa. Terroryzm globalny stworzony przez bin Ladena, pokazał że nie ma już kraju, mogącego czuć się bezpiecznie. Na terroryzm globalny można odpowiedzieć jedynie antyterroryzmem globalnym – poprzez siatkę wywiadów współpracujących ze sobą, wymieniających się informacjami, ostrzegających się wzajemnie. Terroryzm islamski będzie wymagał strategii jaka została zastosowana w przypadku Czerwonych Brygad – osuszenie środowiska, w którym terroryści czują się jak ryby w wodzie. Nie wystarczą interwencje zbrojne w krajach arabskich, potrzebna będzie polityka pomocy ekonomicznej, działania natury religijnej, ideologicznej i kulturalnej. Ma to na celu ograniczenie dopływu nowych ekstremistów, z których wyrastać będą nowi kamikadze. Niestety oprócz matrycy religijnej, ekstremizm muzułmanów ma też podłoże społeczno-ekonomiczne. Najlepszym przykładem tego są kobiety-kamikadze, które weszły na scenę śmierci od 2000 roku.
Współczesny terroryzm islamski to mieszanka nienawiści do cywilizacji Zachodniej i do Żydów, której cementem jest religia i bieda. Istnieje także wspólny mianownik łączący integralizmem muzułmański i nowe europejskie organizacje wywrotowe – antyimperializm. Nowe Czerwone Brygady mają odmienne kierunki walki niż Baza, ale wspólnego wroga ideologicznego, więc ich drogi mogą się spotkać ze względów taktycznych. Jest to oczywiście raczej pobożne życzenie naszych terrorystów, niż bin Ladena.

- Jakich błędów Zachód powinien unikać w tej walce, która zapowiada się na długą?

- Podstawowym błędem Zachodu jest to, że próbuje interpretować muzułmanów i islam według własnych kategorii myślowych. Traktuje wszystkich muzułmanów jak monolit, a islam uważa za religię podobną do katolicyzmu. Największą pomyłką jest usilna próba klerykalizacji islamu, powszechna we Włoszech. Skoro Kościół katolicki ma swoich przedstawicieli w postaci proboszcza, biskupa, kardynała, z którymi można prowadzić dialog traktując ich jako reprezentantów wspólnoty – ten sam model trzeba przełożyć na islam. Nie jest tak, bo w tej religii nie ma mediatorów między bogiem i wiernymi. Klerykalizacja islamu prowadzi do afirmacji radykalnych imamów jak Abdel-Samie czy Bakri, którzy w rzeczywistości nie reprezentują muzułmanów. Zachód sam daje im władzę, a później orientuje się, że musi ich zwalczać.

© AGNIESZKA ZAKRZEWICZ, 2004

ATAK NA LONDYN - rozmowa z Magdi Allamem

- Po zamachu w Londynie, Włochy zostały wskazane jako kolejny cel. Mamy doczynienia z globalną ofensywą terroryzmu islamskiego?

- Dziś nie powinno już być wątpliwości, że musimy stawić czoła „zglobalizowanej wojnie terrorystycznej”, noszącej piętno ekstremizu islamskiego. Już w komunikacie Al-Kaidy z 3 grudnia 2003 roku, zostały jasno wskazane cele dżihadu – najpierw Hiszpania, później Wielka Brytania, Włochy, Polska. Kraje te zostały wskazane jako cele ewentualnych ataków terrorystycznych, gdyż wchodziły w skład koalicji amerykańskiej. Ataki mają na celu sterroryzowanie opinii społecznej i zmuszenie jej do tego, by domagała się wycofania własnych wojsk z Iraku, co doprowadziłoby do osamotnienia i izolacji międzynarodowej Ameryki. Dziś, po ataku w Londynie jako nowy wróg została wskazana Dania. Włochom Al-Kaida groziła już wielokrotnie. Groźby te niestety muszą być traktowane poważnie. Władze włoskie wiedzą dobrze o tym i starają się być czujne. Zamach w Lodynie pokazuje jednak jak łatwo zwieść tę czujność i że terroryści są w stanie uderzyć wybierając odpowiedni czas, i miejsce. Po 7 lipca 2005 roku, wszyscy jesteśmy na muszce.

- Skąd powinniśmy spodziewać się niebezpieczeństwa?

- Niestety problemem jest trzecie pokolenie emigrantów wyznania islamskiego, które żyje w całej Europie. Niejednokrotnie są to osoby całkowicie zintegrowane w systemie Zachodnim, które urodziły się i wychowały w krajach europejskich, ukończyły studia, znają język i mentalność. W pewnym momencie, z przyczyn egzystencjalnych, negują one całkowicie ten system wartości, szukając alternatywy w ekstremistycznej ideologii islamu radykalnego. Ten problem nie jest dla nas nowy. Bierze się z systematycznej indoktrynacji religijnej, mającej za zadanie zaszczepienie gotowości do oddania własnego życia w celu zamordowania innych, w zamian za obietnicę życia pozaziemskiego, u boku Allacha.
Niestety ten fenomen rozprzestrzenia się prawie we wszystkich krajach Europy, przede wszystkiem jednak w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii i również we Włoszech.
Zaledwie w styczniu tego roku, jeden z najbardziej radykalnych prowokatorów londyńskich – Omar Bakri, w wywiadzie udzielonym tygodnikowi The Times, deklarował publicznie, że młodzi muzułmanie angielscy muszą przyłączyć się do Al-Kaidy, że Wielka Brytania stała się „dar al ahd” – czyli „domem otwartej wojny”, że dobra Anglików nie są już święte.
Moim zdaniem, w Wielkiej Brytanii przyjęto bardzo naiwną politykę – pies, który dużo szczeka nie gryzie. Londyn w ciągu ostatnich lat przekształcił się w węzeł europejski, gdzie żyło i działało tysiące mudżahedinów, którzy jechali walczyć w Bośni, Czeczenii, Afganistanie i Iraku, zdobywając tam doświadczenie bojowe. Teraz odpłacili się Anglii... Mam nadzieję, że 7 lipca 2005 roku przejdzie do historii jako koniec polityki naiwności. Nie możemy już dłużej mylić otwartego podjudzania do terroryzmu, z wolnością słowa – najwyższą wartością demokracji.

- Jaki związek ma śmierć niedoszłego ambasadora egipskiego w Iraku – Ihaba Sherifa z atakami w Londynie?

- Pozornie nie ma żadnego związku, choć nie ma wątpliwość, że zarówno za bestialskim zabójstwem, jak i za ludobójczymi zamachami kryje się Al-Kaida. Dwie akcje zostały zsynchronizowane, co przypomina strategię ataku z 11 września 2001, poprzedzonego zabójstwem przywódcy partyzantki afgańskiej Massouda. Ihab Sharif miał być pierwszym ambasadorem pierwszego kraju arabskiego w Iraku, co z politycznego punktu widzenia byłoby pozytywnym sygnałem nowych stosunków dyplomatycznych Bagdadu. Ta synchronizacja wydarzeń to „mafijne” ostrzeżenie Al-Kaidy przeciwko całej Europie i przeciwko umiarkowanym krajom islamskim, które stały się teraz jej oficjalnym celem.


© AGNIESZKA ZAKRZEWICZ, 2005

Oriana Fallaci miała rację… Islam bez hidżabu

Zakończył się Ramadan – świąteczny miesiąc muzułmanów. W największym meczecie Europy – w Rzymie, w poniedziałek 23 października 2006 roku, modliło się ponad 10 tysięcy osób. Wszystkie kobiety miały chusty na głowie, niektóre także zakrytą twarz. Stały na balkonie – odseparowane od mężczyzn, tak jak nakazuje Koran.

Tego dnia, Danieli Santache – włoskiej deputowanej z prawicowej partii Zjednoczenie Narodowe – przydzielono ochronę. Włoskie MSW boi się o jej życie po tym, jak samozwańczy mułła Ali Abu Shiwima z meczetu w Segrate, rzucił na nią fatwę. Wszystko stało się w telewizji – w publicystycznym programie kanału SKY – „Pod prąd”.

Daniela Santache powiedziała, że chusta nie jest symbolem religijnym i Koran nie zobowiązuje kobiet muzułmańskich do noszenia nakrycia głowy. Mułła Ali Abu Shiwima zaatakował ją słownie: „Pani jest ignorantką, kłamie, sieje nienawiść i jest niewierną”. W ten sposób rzucił na włoską deputowaną fatwę, która według Koranu oznacza karę śmierci dla innowierców.

Parlamentarzystka Daniela Santache otrzymała wyrazy solidarności od wszystkich włoskich sił politycznych. Przewodniczący Izby Deputowanych – Fausto Bertinotti, powiedział: „Takie epizody musimy napiętnować i nie mogą być one podłożem do konfliktów religijnych i cywilizacyjnych”. Barbara Pollastrini, minister do spraw równouprawnienia, oświadczyła: „Jesteśmy w kraju demokratycznym i pan Shiwima musi przyjąć do wiadomości, że we Włoszech nie ma miejsca na groźby, fatwy i obrazę publiczną. Prawo do włoskiego obywatelstwa jest uwarunkowane respektowaniem zasad demokratycznych, wśród których jedną z podstawowych jest równouprawnienie kobiet”. Lider włoskiej chadecji, Pier Ferdinando Casini, ma nadzieję że włoski rząd podejmie kroki mające na celu ukaranie mułły, a były prawicowy minister ze Zjednoczenia Narodowego, Maurizio Gasparii, domaga się wydalenia Shiwima z Włoch. Mario Scialoja, prezydent Światowej Ligi Muzułmanów we Włoszech stwierdził oficjalnie, że „welon, o którym mówi prorok Mahomet nosi się na włosach i kobiety mają wolny wybór w tej kwestii – nie są zobowiązywane do zakrywania twarzy”. Yahya Pallavicini, lider włoskich szyitów potwierdził, że samozwańczy mułła z Segrate przedstawia naciągniętą interpretację Koranu, która ogranicza wolności osobiste.

Zaledwie kilka dni temu włoski premier Romano Prodi wspomniał, że noszenie hidżabu w miejscach publicznych jest niewskazane. Zrobił to nie tylko przy okazji otwarcia w Mediolanie nowej szkoły arabsko-włoskiej dla emigrantów wyznania islamskiego, która wykracza poza model integracyjny przyjęty przez prawo włoskie.

Magdi Allam, dziennikarz pochodzenia egipskiego, aktualny wicedyrektor „Corriere della Sera” i członek włoskiej Rady Muzułmańskiej (również on ma ochronę, ponieważ wielokrotnie grożono mu śmiercią), po skandalicznym epizodzie fatwy przeciwko deputowanej włoskiej napisał: „Teraz jest już za późno. Trzeba było pomyśleć wcześniej o odesłaniu muzułmanów radykalnych do domu. Obecnie buduje się państwo w państwie. Wiele błędów popełnił włoski rząd prawicowy i te same błędy popełnia rząd lewicowy – szukając modelu „naturalnej integracji”. Musimy wreszcie mówić o tożsamości Zachodu, o tożsamości europejsko-zachodniej. Wydaje się jednak, że ten temat mało kogo interesuje”.

Allam od dawna przestrzega także przed innym groźnym fenomenem, który występuje właśnie we Włoszech – klerykalizacją islamu. W religii islamskiej nie ma hierarchii eklezjastycznej – mułła to „ten, który stoi na przodzie” i prowadzi modlitwę. Tymczasem we Włoszech, w kontakcie i konfrontacji z Watykanem, kształtuje się klasa samozwańczych mułłów – takich właśnie jak Ali Abu Shiwima. Zakładają oni stowarzyszenia kulturalno-religijne, które przekształcają się później w meczety i w szkoły koraniczne. Pretendują do roli liderów religijnych, desygnowanych do prowadzenia „dialogu” z państwem włoskim i z Kościołem katolickim. Shiwima mieszka we Włoszech od 40 lat i nie mówi nawet dobrze po włosku – obnosi się z tym, aby podkreślić, że jest prawdziwym muzułmaninem, który gardzi niewiernymi i ich ojczyzną. Gardzi przede wszystkim kobietami, dla niego „hidżab jest obowiązkiem religijnym. Allach nakazuje, aby kobiety zakrywały włosy, twarze i całe swoje ciało. Człowiek nie może sprzeciwiać się woli Allacha, ci którzy to robią zasługują na fatwe, czyli na śmierć”.

To nie jest islam – to jest terroryzm religijny! Ali Abu Shiwima należy do Bractwa Muzułmańskiego, reprezentowanego we Włoszech przez UCOI (Unia Wspólnot i Organizacji Islamskich), która jest diamentowym grotem integralizmu islamskiego w Euroarabii, i której otwartym celem jest islamizacja Europy – twierdzą publicyści prasy włoskiej.

We Włoszech istnieje jednak inny, bardzo niebezpieczny mechanizm – to Kościół katolicki jako pierwszy przymyka oczy na radykalizację islamu i przytakuje mu głową. Za cenę tego, że we Włoszech będą wisieć krzyże w miejscach publicznych – muzułmanki mogą chodzić w chustach na głowach, a nawet pozować do zdjęć w dowodzie osobistym z zakrytą twarzą. Tak zrobiła właśnie Barbara Farina, 27-letnia Włoszka, która nawróciła się na islam i została żoną innego samozwańczego mułły z Carmagnola, którego rząd włoski wydalił z kraju, bo organizował zbrojny Dżihad. Coś za coś.

Najlepszym przykładem tego coś za coś jest nowy meczet w Genui, który ma powstać na terenie, jaki bracia kapucyni oddali muzułmanom w zamian za obiekty pofabryczne. Zgodę na tę wymianę podpisał jeszcze kardynał Tarcisio Bertone – obecny watykański sekretarz stanu. Oczywiście w imię dialogu religijnego. Aktualny arcybiskup Genui, Angelo Bagnasco ma jednak kilka wątpliwości, po protestach mieszkańców i po tym, gdy wyszło na jaw, że meczet będzie budować właśnie UCOI. „Meczet istniał w Genui od XV wieku” – tłumaczą się bracia kapucyni...

Taka wolność i równość religijna jest jednak wymierzona w państwo laickie i w gwarancje obywatelskie. UCOI, aby stworzyć pozory tej wolności i równouprawnienia powołała nawet do życia własną organizację Kobiet muzułmańskich we Włoszech. Jej rzecznikiem jest Asmae Dachan, która nosi chustę na głowie i mówi z przekonaniem, że tak przykazał Allach.

Trudno więc dziwić się, że później dochodzi do takich tragedii, jak ta w Brescii, która tego lata wstrząsnęła całymi Włochami. Ojciec, muzułmanin z Pakistanu, zabił swoją córkę, bo nie poddawała się „wychowaniu ojcowskiemu”, jakie przewiduje Koran i chciała ubierać się, jak jej włoskie rówieśnice. 20-letnia Hina została znaleziona z poderżniętym gardłem, w plastikowym worku na śmieci zakopanym w ogrodzie. Na mord na tle religijnym wyrazili zgodę krewni, bo dziewczyna z odsłoniętymi włosami była hańbą dla całej pobożnej rodziny…

Taki islam to jest religia?! To jest cywilizacja?! Którą my mamy szanować, tolerować i współżyć? Na to pytanie niech mi odpowiedzą sami muzułmanie….

AGNIESZKA ZAKRZEWICZ, z Rzymu

Racjonalista
link:
http://neutrum.racjonalista.pl/kk.php/s,5086
Dziennik TRYBUNA - 28.10.2006
link:
http://www.trybuna.com.pl/n_show.php?code=2006102821

Włochy będą miały Radę Muzułmańską, której celem będzie zintegrowanie emigrantów wyznających islam

Włochy będą miały Radę Muzułmańską. Po dwóch latach wątpliwości i polemik minister spraw wewnętrznych, Giuseppe Pisanu, podjął historyczną decyzję i podpisał dekret instytucjonalizujący islam włoski. Włoska Rada Muzułmańska, z siedzibą przy Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, będzie mogła wyrażać opinie i składać propozycje w sprawach wskazanych przez ministra. W jej skład wejdzie 15-20 muzułmanów włoskich, nominowanych przez ministra spraw wewnętrznych i wybranych spośród przedstawicieli islamu umiarkowanego.
Choć rada jeszcze nie powstała, już podzieliła rządzącą koalicję prawicową, włoskich muzułmanów i Włochów.
Celem powołania Rady Muzułmańskiej jest lepsze poznanie mniejszości wyznania islamskiego, żyjącej we Włoszech od lat, oraz pomoc w jej integracji. Kolejny dekret ministerialny wskaże członków rady i ich stałą liczbę. - Naszym zadaniem jest stworzenie we Włoszech pokojowej wspólnoty muzułmańskiej, całkowicie zintegrowanej w systemie społecznym i ekonomicznym. Będzie ona mogła wyznawać własną religię oraz kultywować tradycje - jednocześnie muzułmanie żyjący we Włoszech będą musieli respektować nasze prawo i nasze wartości demokratyczne. To pozwoli nam stworzyć "islam włoski", a nie gettoizować islam we Włoszech - twierdzi prawicowy minister Pisanu.
Szef włoskiego MSW nie zawahał się nigdy przed użyciem twardej ręki w stosunku do islamu radykalnego, wydalając z Włoch ekstremistów nawołujących do dżihadu oraz nakazując przeszukania w meczetach i prewencyjne akcje antyterrorystyczne. Giuseppe Pisanu poznał dobrze problemy związane z islamizacją Włoch. Jest zdania, że tylko dialog z muzułmanami umiarkowanymi będzie zaporą przeciwko fundamentalizmowi szerzącemu się w Europie i pozwoli walczyć z terroryzmem. Także Gianfranco Fini, minister spraw zagranicznych, uważa, że potrzebny jest dialog z muzułmanami chcącymi respektować włoskie prawa i wartości, a dekret uznaje za posunięcie słuszne. Zwolennikiem utworzenia rady jest również Franco Frattini, komisarz UE do spraw wolności, sprawiedliwości i bezpieczeństwa. - Włochy mają dziś poważne trudności w rozwiązaniu wielu problemów dotyczących emigracji islamskiej, ponieważ od lat nie potrafiły się zdecydować na jakiekolwiek porozumienie pomiędzy państwem i wspólnotą muzułmańską - skomentował dekret powołujący radę.

Model francuski czy brytyjski

Projekt utworzenia Rady Muzułmańskiej leżał długo na biurku szefa włoskiego MSW - od czasu, gdy jego francuski kolega, Nicolas Sarkozy, w 2002 r. powołał CFCM - Francuską Radę Kultu Muzułmańskiego. Włosi obserwowali bacznie poczynania Francuzów, próbujących poradzić sobie z integracją największej wspólnoty islamskiej w Europie. Nie przekonywała ich jednak zbyt duża swoboda religijna (uniwersytety kształcące imamów, meczety finansowane i kontrolowane przez państwo, oficjalne święta religijne) ani tym bardziej kontrowersyjna ustawa z 2004 r., zakazująca publicznej manifestacji symboli religijnych (zakaz noszenia islamskich chust oraz innych widocznych znaków określonych wyznań) i mająca gwarantować świeckość państwa.
Słabe wyniki w integracji, które przyniósł "model Sarkozy'ego", postępująca gettoizacja emigrantów islamskich ze starego i nowego pokolenia (powodowana przede wszystkim przyczynami ekonomicznymi, a nie religijnymi) oraz radykalizacja młodych muzułmanów francuskich, którzy w fundamentalizmie szukają tożsamości - to przyczyny, które powstrzymywały Włochów od naśladowania modelu francuskiego.
Dlaczego minister Pisanu zdecydował się w końcu na instytucjonalizację islamu włoskiego na wzór francuski? I dlaczego zrobił to teraz?
Po lipcowych zamachach w Londynie, gdzie terrorystami kamikadze okazali się bardzo młodzi muzułmanie z tzw. trzeciego pokolenia, którzy urodzili się, wychowali i wykształcili w Wielkiej Brytanii, Włosi przekonali się, że model anglosaski, przewidujący współżycie wspólnot etniczno-religijnych, zakończył się tragicznym fiaskiem. Wielorasowe i wielokulturowe społeczeństwo brytyjskie, fascynujące Włochów, jest bombą zegarową, która może wybuchnąć także w ich kraju. W szkołach włoskich, gdzie blisko 33% uczniów to dzieci emigrantów i większość z nich wyznaje islam, sytuacja staje się bardzo konfliktowa.

Abaya i krzyż

Kontrowersje na tle wyznaniowym i kulturalnym rozpoczęły się w 2003 r. od nakazu sądowego wydanego przez Trybunał w L'Aquila, orzekającego usunięcie krzyża z klasy szkoły podstawowej w Ofenie, w której uczyły się dzieci włoskiego muzułmanina Adela Smitha. Smith, lider pierwszej włoskiej partii islamskiej (Unia Muzułmanów Włoch), nie spodziewał się takiego rezultatu. Zadowoliłby się powieszeniem obok krzyża 112. sury Koranu. Sprawa nagłośniona przez media włoskie i zagraniczne mogła stworzyć precedens w prawie włoskim, mający konsekwencje francuskiej ustawy zakazującej publicznej manifestacji symboli religijnych i w rezultacie powodujący zniknięcie krzyży ze szkół oraz szpitali. Włosi nie chcieli tego. Załatwili sprawę w trzy dni. Urzędnik państwowy odmówił usunięcia krzyża, powołując się na wolność sumienia. Minister edukacji, Letizia Moratti, wydała rozporządzenie przypominające, że od 80 lat na mocy paktów laterańskich podpisanych przez państwo i Watykan istnieje obowiązek wieszania krzyży katolickich w szkołach. Minister sprawiedliwości, Roberto Castelli, zablokował nakaz sądowy.
Problem prawa do tożsamości kulturalnej i wolności wyznania muzułmanów włoskich objawiał się także pod innymi postaciami. Jednej z przedszkolanek wyznania muzułmańskiego zabroniono przychodzenia w abai do przedszkola, w którym znalazła regularną pracę, gdyż chusta na głowie przerażała włoskie dzieci. Rodzice uczniów z ortodoksyjnych rodzin praktykujących islam, którzy wysłali potomstwo do szkół publicznych, domagali się usunięcia wieprzowiny ze stołówek szkolnych. Nie zezwalali, by ich dzieci uczestniczyły w koedukacyjnych zajęciach wychowania fizycznego. W piątki oraz we wszystkie święta islamskie zbyt często nie posyłali ich na lekcje.
Próba przymuszania muzułmanów do respektowania norm włoskich kończyła się tym, że ojcowie wypisywali dzieci ze szkoły państwowej. Oddawali je do nielegalnych szkół islamskich powstających przy meczetach lub pozostawiali dziewczynki w domu, gdzie zapewniano im tzw. edukację ojcowską, czyli żadną...

Nielegalna medresa w Mediolanie

Najsłynniejszą szkołą dla emigrantów arabskich był Instytut Islamski przy meczecie na ulicy Quaranta w Mediolanie, funkcjonujący od czterech lat. Nie został on uznany przez państwo, mimo to uczęszczało do niego blisko 500 uczniów. Nauczano tam w języku arabskim, utrzymywano podział na klasy męskie i żeńskie, dziewczynki przychodziły do szkoły ubrane tradycyjnie, a najważniejszym przedmiotem było oczywiście studiowanie Koranu.
Aby zapobiec gettoizacji emigrantów arabskich, mediolańskie liceum nauk społecznych im. Gaetany Agnesi chciało w ubiegłym roku utworzyć dla 20 uczniów (17 dziewcząt i trzech chłopców) pierwszą we Włoszech klasę muzułmańską z programem ministerialnym, oddzielnymi lekcjami wf., salą lekcyjną bez krzyża na ścianie, nauką Koranu zamiast katechizmu i przyzwoleniem, by uczennice z rodzin ortodoksyjnych przychodziły do szkoły w chustach na głowie. Pomysłodawcami klasy muzułmańskiej byli profesorzy z mediolańskiego Uniwersytetu Katolickiego. Zdaniem wielu osób, był to dobry początek integracji i laicyzacji nastolatków z rodzin radykalnych muzułmanów.
Letizia Moratti, prawicowa minister edukacji, zlikwidowała jednak ów projekt w zarodku. - Nasz model szkolnictwa ma za zadanie zapobiegać tworzeniu się zamkniętych wspólnot etnicznych. Jednocześnie nie zmusza on obcokrajowców do całkowitej asymilacji kulturalnej - skomentowała. W efekcie uczniowie wrócili do nielegalnej medresy przy meczecie.
Dekret Pisanu powołujący do życia Radę Muzułmańską zbiegł się z zamknięciem mediolańskiego Instytutu Islamskiego w pierwszych dniach września, gdyż budynek szkolny nie odpowiadał wymogom sanitarnym. To oczywiście wersja oficjalna. Nieoficjalnie włoskie ministerstwo edukacji chce zwalczyć niepokojący fenomen powstawania szkół islamskich, który rozwija się w sposób niekontrolowany. - Nie możemy pozwolić, by we Włoszech powstawały szkoły, w których nie uczy się nawet włoskiego. Dzieci uczęszczające do nich nie będą potrafiły zaadaptować się w naszym społeczeństwie - stwierdziła pani minister szkolnictwa.
Choć dyrektor nielegalnej medresy, Ali Sharif, ubiega się o uznanie Instytutu Islamskiego przez państwo włoskie i rozpoczął na ten temat rozmowy z władzami Mediolanu, minister Moratti jest nieugięta: - Dzieci emigrantów arabskich mogą chodzić do szkoły publicznej. Dziewczynki mogą zakrywać głowy zgodnie z wymogami ich religii i nikt z tego powodu nie będzie ich dyskryminował.
Nieugięci są również ortodoksyjni rodzice. Pod zamkniętą medresą przy meczecie odbywają się manifestacje, a nauczyciele muzułmańscy prowadzą lekcje na ulicy. Uczniowie nie pójdą do szkół publicznych, lecz będą podlegać "edukacji ojcowskiej".

Model Pisanu

Włosi, w przeciwieństwie do Francuzów, nie chcą zakazać manifestacji symboli religijnych. Muzułmanki włoskie mogą mieć chusty na głowie nawet na zdjęciu w dokumentach tożsamości, a w klasach i szpitalach nadal będą wisieć krzyże.
Minister Pisanu inaczej wyobraża sobie także samą Radę Muzułmańską. W przeciwieństwie do modelu Sarkozy'ego nie ma mowy o wyborach bezpośrednich, które wyłonią prawdziwą reprezentację islamu włoskiego. Nominacje nastąpią odgórnie. Będzie to więc instytucja sterowana, uzależniona całkowicie od MSW, której zadaniem jest tworzenie umiarkowanego i świeckiego islamu włoskiego, a nie reprezentowanie wszystkich muzułmanów żyjących we Włoszech. Nic więc dziwnego, że model Pisanu został już skrytykowany przez UCOII (Unię Wspólnot i Organizacji Islamskich we Włoszech), stowarzyszenie reprezentujące 70% muzułmanów włoskich, które ze względu na swój radykalny charakter może nie wejść do rady powołanej przez ministra.
Największych przeciwników swojego pomysłu Pisanu ma jednak w prawicowej koalicji Dom Wolności, a nawet we własnej partii. Roberto Calderoli, minister do spraw reform instytucjonalnych z Ligi Północnej, oskarżył go o podejmowanie samowolnych inicjatyw. - Został popełniony ogromny błąd. W stosunku do islamu nie można używać demokracji i dialogu. Nie istnieje islam umiarkowany. Muzułmanie znają tylko szarijat. Oko za oko, ząb za ząb. Tylko tak można ich traktować - powiedział publicznie Calderoli, obiecując, że Liga będzie nadal przeciwstawiać się islamizacji Włoch.
Także Marcello Pera, prezydent Senatu, skrytykował dekret na kongresie partii Naprzód Włochy. Znany z radykalnych poglądów katolickich Pera zapowiedział, że czas użyć siły do obrony chrześcijańskiej Europy. - Liczba rodowitych Europejczyków maleje i są oni uzupełniani przez emigrantów. Wszyscy stajemy się metysami - stwierdził w jednym ze swoich wystąpień, które przypominało gafę Berlusconiego o wyższości cywilizacji zachodniej nad islamem.
Choć sam premier Silvio Berlusconi przestrzega włoską prawicę, że jedyną drogą jest dialog z islamem i że prowokowanie konfliktów może być bardzo niebezpieczne, większość rodaków Oriany Fallaci w głębi duszy myśli i czuje tak jak ona.

RAMKA
Włoski islam w liczbach
* We Włoszech żyje 1,5 mln emigrantów muzułmanów.
* Tylko 50 tys. emigrantów islamskich ma obywatelstwo włoskie.
* 20 tys. rodowitych Włochów nawróciło się na islam.
* Aż 33% dzieci uczęszczających do państwowych szkół podstawowych to potomkowie emigrantów, w większości wyznają oni mahometanizm.
* Na terenie kraju znajduje się 400 meczetów i domów modlitwy, przy których powstają nielegalne szkoły islamskie.

Islam po włosku
Agnieszka Zakrzewicz
2005-10-03
Tygodnik Przegląd, Numer: 40/2005
linki:
http://www.przeglad-tygodnik.pl/index.php?site=artykul&id=9571
http://www.forum-znak.org.pl/index.php?t=przeglad&id=2645

JESTEM MUZUŁMANINEM - rozmowa z Mario Scialoja

Mario Scialoja. Foto. A. Zakrzewicz
Mario Scialoja ma za sobą długą karierę dyplomatyczną jako ambasador Włoch w Arabii Saudyjskiej i przy ONZ. W 1988 roku przeszedł na islam. Jest aktualnie Sekretarzem Światowej Ligi Muzułmanów we Włoszech. Stał się promotorem „Manifestu Muzułmanów włoskich dla życia i przeciwko terroryzmowi”, uznanego za ważny dokument wydany przez przedstawicieli islamu umiarkowanego we Włoszech

- Jest pan Włochem, katolikiem, który przeszedł na islam. Aktualnie we Włoszech jest blisko 10 tys. rodowitych Włochów, którzy tak jak pan, przeszli na islam. Jak szacują różne źródła – w tym kraju żyje od 600 tys. do 1 miliona emigrantów wyznania muzułmańskiego. Na przestrzeni kilku ostatnich lat islam stał się drugą (po katolickiej), religią Włoch. Kiedy i dlaczego przeszedł pan na islam? Co przekonało pana do tej religii?

- Bezpośredni związek człowieka z Bogiem. W islamie nie było tych wszystkich męczenników, świętych, apostołów i przede wszystkim hierarchii eklezjastycznej – to mnie przekonało. Do Boga zwracam się bezpośrednio, bez pośredników... nie muszę spowiadać się księdzu. Kiedy przekroczyłem Rubikon? Ostateczną decyzję o przyjęciu islamu podjąłem w 1988 roku, w Nowym Jorku. Byłem wtedy ambasadorem Włoch przy ONZ i miałem za sobą już lata spędzone jako ambasador w Arabii Saudyjskiej. Mój dobry przyjaciel, ambasador Iranu, zarzucał mnie wtedy literaturą szyicką – szyitą jednak nie zostałem. Myślę, że duży wpływ na to, że zmieniłem religię, miał fakt iż uczęszczałem do szkoły prowadzonej przez księży katolickich. Muszę przyznać szczerze, że w katolicyzmie denerwuje mnie najbardziej politeistyczny charakter wiary jaki ta religia przybrała w ostatnim czasie. Armia świętych, którzy zasiadają w raju i do jakich z osobna można zwracać się z prywatną prośbą... Nie ukrywam mojej dezaprobaty dla politeizmu katolickiego kiedy rozmawiam z moimi katolickimi przyjaciółmi, jak kardynał Martino, którego znam od 25 lat. Powtarzam to również mojej żonie, która jest nadal katoliczką.

- Odnosi się wrażenie, że islam europejski, a zwłaszcza ten włoski przechodzi proces klerykalizacji. Choć w religii islamskiej nie ma pośredników pomiędzy bogiem i wiernymi, we Włoszech powstało wiele meczetów, na których czele stanęli mułłowie jakich Włosi traktują jako interlokutorów religijnych wspólnoty muzułmańskiej, tak jakby byli księżmi. Czy zgadza się pan z tą obserwacją?

- Nie sądzę, aby we Włoszech byli mułłowie, którzy stali się wybitnymi osobistościami religijnymi i mam nadzieje, że Włosi nie wpadną w pułapkę klerykalizacji islamu. We Francji istnieje już Rada Muzułmanów stworzona przez osoby o światopoglądzie laickim, a nie osoby pełniące funkcje religijne. Również we Włoszech minister Pisanu wraca do projektu stworzenia wzorem francuskim Rady Muzułmanów, jaka będzie działać przy Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, współpracować z państwem i jego instytucjami. Wydaje mi się, że minister Pisanu zrozumiał bardzo dobrze, iż musi szukać interlokutorów wśród muzułmanów laików. Do udziału w tworzeniu Rady są zaproszone wszystkie osoby dobrej woli, znające dobrze język i kulturę włoską.

- Wraz z Magdi Allamem (znanym dziennikarzem pochodzenia egipskiego – przyp.red.) oraz innymi 25 przedstawicielami wspólnoty muzułmańskiej we Włoszech podpisał pan „Manifest Muzułmanów włoskich dla życia i przeciwko terroryzmowi”. Jak doszło do decyzji o wydaniu tak ważnego dokumentu potępiającego terroryzm i opublikowaniu go na łamach Corriere della Sera? Dlaczego nastąpiło to tak późno?

- „Manifest dla życia i przeciwko terroryzmowi” miał zostać wydany 11 września, w trzecią rocznicę zamachu terrorystycznego na World Trade Center. Przyśpieszyliśmy jego wydanie na 8 września, dzień po porwaniu w Bagdadzie dwóch włoskich zakładniczek z organizacji charytatywnej Most i ich współpracowników irackich. Był to nasz protest przeciwko temu porwaniu. Manifest ukazał się na łamach Corriere della Sera, gdyż wiedzieliśmy, iż ten dziennik popiera naszą inicjatywę od samego początku i jest na nią otwarty dzięki pośrednictwu Magdi Allama. Manifest spotkał się z pozytywnym przyjęciem ze strony Prezydenta Włoch – Ciampiego i premiera Berlusconiego.
Został on nazwany manifestem muzułmanów umiarkowanych. Mnie osobiście termin „muzułmanin umiarkowany” nie podoba się. Islam jest jeden i jest to religia pokoju. Ja nazywam ten manifest „prawdziwym przesłaniem islamu”, który przeciwstawia się wszelkim wypaczeniom islamu poprzez wpływy polityczne i radykalizację wiary. Pod naszym manifestem, potępiającym wszelkie formy terroryzmu i integralizmu mogą się podpisać wszystkie włoskie organizacje islamskie, które przyjmą jego założenia w całości. Na pytanie: dlaczego tak późno? – odpowiem: lepiej późno niż wcale. Sytuacja wreszcie do tego dojrzała. Włoski rząd chce prowadzić dialog z muzułmanami, którzy żyją na terenie Włoch i chcą zintegrować się w ramach struktur tego państwa oraz stworzyć umiarkowany islam europejski. My postawiliśmy w Manifeście tylko jeden postulat polityczny – chcemy by włoski rząd przyśpieszył proces naturalizacji emigrantów, gdyż włoskie prawo emigracyjne jest bardziej restrykcyjne niż francuskie czy niemieckie.

- Katolicy i laicy żyjący w Europie są jednak zaniepokojeni ekspansją islamu. Katolicy boją się islamizacji Europy. Niewierzący obawiają się, że religia islamska będzie kondycjonować państwo laickie, tak jak robi to religia katolicka – albo jeszcze bardziej. Zwłaszcza ateistom jest trudno uwierzyć w islam laicki. Czy może istnieć religia świecka?

- Islam jest religią wolną. Nie ma Watykanu, co dezorientuje katolików i laików przyzwyczajonych do struktur kościelnych oraz hierarchii klerykalnej. W islamie nie ma kleru, są tylko kierunki oraz szkoły myśli religijnej i filozoficznej. Islam nie był też nigdy religią ekspansywną, bo nie ma prozelityzmu czynnego. Nawracanie i szerzenie wiary jest koncepcją i metodą religii katolickiej. Allach nie przykazał muzułmanom, aby nawracali niewiernych... Większym zagrożeniem dla katolików są świadkowie Jehowy, którzy nawracają pukając do drzwi.

- Świadków Jehowy jest jednak stosunkowo mało a emigrantów muzułmańskich coraz więcej. Czy rosnące obawy katolików i laików o islamizację Europy są słuszne, czy to zwyczajna ksenofobia?

- Nie mogę zaprzeczyć, że gdybym znajdował się po drugiej stronie – na miejscu przedstawicieli hierarchii watykańskiej, byłbym zaniepokojony islamizacją Europy. Ten nowy fenomen nie ma jednak nic wspólnego z religią. Muzułmanie nie podbijają Europy, aby zaprowadzić tu islam. Ich masowy napływ ma przyczyny ekonomiczne i egzystencjalne. Uciekają z krajów biednych, często przed nędzą, głodem i wojną, szukając nadziei na lepsze życie w bogatej Europie. Wpływ na emigrację ma nie Koran, lecz anteny satelitarne znajdujące się dziś nawet w najbardziej zapomnianych przez Allacha zakątkach świata. Kiedy mieszkańcy Afryki widzą w telewizji jak się żyje we Włoszech, chcą przyjechać tutaj i żyć jak Włosi. Ja rozumiem obawy moich przyjaciół katolików, którzy już dziś zdają sobie sprawę z tego, że niektóre miasta Włoch za 50 lat mogą mieć większość mieszkańców wyznania islamskiego – to nie jest jednak inwazja religijna lecz naturalny proces historyczny, jakiemu trudno będzie zapobiec. Jest to emigracja spontaniczna jakiej nie sposób kontrolować. Islam, który ogniem i mieczem chciało zaprowadzić w Europie imperium otomańskie, został odparty pod Wiedniem. Można było walczyć z nim, bo była to inwazja zbrojna. Do bezbronnych emigrantów wierzących w Allacha nie można przecież strzelać...
Kościół katolicki obawiający się o stratę prymatu religijnego w Europie powinien dbać przede wszystkim o to, aby mieć więcej wiernych. Przecież to nie jest wina włoskich muzułmanów, że Włosi przestali chodzić do kościoła... Zresztą tylko 5% Muzułmanów włoskich chodzi do meczetów.


- Ostatnio ukazała się we Włoszech trzecia książka Oriany Fallaci „Oriana Fallaci rozmawia z Orianą Fallaci”. Właśnie w tej książce Fallaci jak Kasandra przepowiada Euroarabię i zmierzch cywilizacji Zachodniej. Co pan myśli o bestsellerach słynnej włoskiej dziennikarki, która ma miliony czytelników we Włoszech, w całej Europie oraz w Ameryce i mówi publicznie to, co oni myślą po cichu?

- Książki Oriany, którą poznałem w Moskwie w 1971 roku, pozostawiam bez komentarza. Drugą książkę, którą wydała „Siłę Rozsądku” skomentowałem podczas programu telewizyjnego Eskalibur, siedząc pomiędzy reprezentantem Ligi Północnej i Aleksandrą Mussolini – wytłumaczyłem, że Fallaci przedstawia jednostronną i bardzo powierzchowną wizję świata i historii. Jej książki zawierają wiele głupstw i fałszywych mitów o wyższości cywilizacji Zachodniej. Oczywiście książki te zostały stworzone po to, aby stać się światowym bestsellerem w aktualnej sytuacji pełnej napięć cywilizacyjnych i konfliktów. Jak zawsze - gratuluję jej sukcesu.
Wydaje się, że Oriana jest tym razem na prawdę chora. Jeszcze dwa lata temu nie wierzyłem w jej choroby, bo ona posługiwała się sprytnie kłamstwem przez całe swoje życie. Znam ją przeszło 30 lat. Poznałem ją, kiedy z Uzbekistanu przyleciała do Moskwy, ciężko chora na wózku inwalidzkim. Pojechałem na lotnisko osobiście, aby przewieź ją do szpitala. Okazało się później, że wcale nie była chora, a tylko chciała zrobić scoop na temat szpitali komunistycznych w ZSRR. Tak Oriana Fallaci zrobiła karierę.

- Na szczęście porwanie dwóch pacyfistek włoskich zakończyło się ich uwolnieniem. Czy w przypadku śmierci Simony Pari i Simony Torretty obawiał się pan represji na Muzułmanach we Włoszech?

- W Rzymie nie. Na północy Włoch, gdzie duży wpływ ma Liga Północna myślę, że mogłoby dojść do epizodów odwetu na Muzułmanach. Na szczęście dwie kobiety z organizacji charytatywnej zostały uwolnione.

© AGNIESZKA ZAKRZEWICZ, 2004