- Po zamachu w Londynie, Włochy zostały wskazane jako kolejny cel. Mamy doczynienia z globalną ofensywą terroryzmu islamskiego?
- Dziś nie powinno już być wątpliwości, że musimy stawić czoła
„zglobalizowanej wojnie terrorystycznej”, noszącej piętno ekstremizu
islamskiego. Już w komunikacie Al-Kaidy z 3 grudnia 2003 roku, zostały
jasno wskazane cele dżihadu – najpierw Hiszpania, później Wielka
Brytania, Włochy, Polska. Kraje te zostały wskazane jako cele
ewentualnych ataków terrorystycznych, gdyż wchodziły w skład koalicji
amerykańskiej. Ataki mają na celu sterroryzowanie opinii społecznej i
zmuszenie jej do tego, by domagała się wycofania własnych wojsk z Iraku,
co doprowadziłoby do osamotnienia i izolacji międzynarodowej Ameryki.
Dziś, po ataku w Londynie jako nowy wróg została wskazana Dania. Włochom
Al-Kaida groziła już wielokrotnie. Groźby te niestety muszą być
traktowane poważnie. Władze włoskie wiedzą dobrze o tym i starają się
być czujne. Zamach w Lodynie pokazuje jednak jak łatwo zwieść tę
czujność i że terroryści są w stanie uderzyć wybierając odpowiedni czas,
i miejsce. Po 7 lipca 2005 roku, wszyscy jesteśmy na muszce.
- Skąd powinniśmy spodziewać się niebezpieczeństwa?
- Niestety problemem jest trzecie pokolenie emigrantów wyznania
islamskiego, które żyje w całej Europie. Niejednokrotnie są to osoby
całkowicie zintegrowane w systemie Zachodnim, które urodziły się i
wychowały w krajach europejskich, ukończyły studia, znają język i
mentalność. W pewnym momencie, z przyczyn egzystencjalnych, negują one
całkowicie ten system wartości, szukając alternatywy w ekstremistycznej
ideologii islamu radykalnego. Ten problem nie jest dla nas nowy. Bierze
się z systematycznej indoktrynacji religijnej, mającej za zadanie
zaszczepienie gotowości do oddania własnego życia w celu zamordowania
innych, w zamian za obietnicę życia pozaziemskiego, u boku Allacha.
Niestety ten fenomen rozprzestrzenia się prawie we wszystkich krajach
Europy, przede wszystkiem jednak w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii
i również we Włoszech.
Zaledwie w styczniu tego roku, jeden z najbardziej radykalnych
prowokatorów londyńskich – Omar Bakri, w wywiadzie udzielonym
tygodnikowi The Times, deklarował publicznie, że młodzi muzułmanie
angielscy muszą przyłączyć się do Al-Kaidy, że Wielka Brytania stała się
„dar al ahd” – czyli „domem otwartej wojny”, że dobra Anglików nie są
już święte.
Moim zdaniem, w Wielkiej Brytanii przyjęto bardzo naiwną politykę –
pies, który dużo szczeka nie gryzie. Londyn w ciągu ostatnich lat
przekształcił się w węzeł europejski, gdzie żyło i działało tysiące
mudżahedinów, którzy jechali walczyć w Bośni, Czeczenii, Afganistanie i
Iraku, zdobywając tam doświadczenie bojowe. Teraz odpłacili się
Anglii... Mam nadzieję, że 7 lipca 2005 roku przejdzie do historii jako
koniec polityki naiwności. Nie możemy już dłużej mylić otwartego
podjudzania do terroryzmu, z wolnością słowa – najwyższą wartością
demokracji.
- Jaki związek ma śmierć niedoszłego ambasadora egipskiego w Iraku – Ihaba Sherifa z atakami w Londynie?
- Pozornie nie ma żadnego związku, choć nie ma wątpliwość, że zarówno za
bestialskim zabójstwem, jak i za ludobójczymi zamachami kryje się
Al-Kaida. Dwie akcje zostały zsynchronizowane, co przypomina strategię
ataku z 11 września 2001, poprzedzonego zabójstwem przywódcy partyzantki
afgańskiej Massouda. Ihab Sharif miał być pierwszym ambasadorem
pierwszego kraju arabskiego w Iraku, co z politycznego punktu widzenia
byłoby pozytywnym sygnałem nowych stosunków dyplomatycznych Bagdadu. Ta
synchronizacja wydarzeń to „mafijne” ostrzeżenie Al-Kaidy przeciwko
całej Europie i przeciwko umiarkowanym krajom islamskim, które stały się
teraz jej oficjalnym celem.
© AGNIESZKA ZAKRZEWICZ, 2005
Nessun commento:
Posta un commento
Nota. Solo i membri di questo blog possono postare un commento.