martedì 4 febbraio 2014

ATAK NA LONDYN - rozmowa z Magdi Allamem

- Po zamachu w Londynie, Włochy zostały wskazane jako kolejny cel. Mamy doczynienia z globalną ofensywą terroryzmu islamskiego?

- Dziś nie powinno już być wątpliwości, że musimy stawić czoła „zglobalizowanej wojnie terrorystycznej”, noszącej piętno ekstremizu islamskiego. Już w komunikacie Al-Kaidy z 3 grudnia 2003 roku, zostały jasno wskazane cele dżihadu – najpierw Hiszpania, później Wielka Brytania, Włochy, Polska. Kraje te zostały wskazane jako cele ewentualnych ataków terrorystycznych, gdyż wchodziły w skład koalicji amerykańskiej. Ataki mają na celu sterroryzowanie opinii społecznej i zmuszenie jej do tego, by domagała się wycofania własnych wojsk z Iraku, co doprowadziłoby do osamotnienia i izolacji międzynarodowej Ameryki. Dziś, po ataku w Londynie jako nowy wróg została wskazana Dania. Włochom Al-Kaida groziła już wielokrotnie. Groźby te niestety muszą być traktowane poważnie. Władze włoskie wiedzą dobrze o tym i starają się być czujne. Zamach w Lodynie pokazuje jednak jak łatwo zwieść tę czujność i że terroryści są w stanie uderzyć wybierając odpowiedni czas, i miejsce. Po 7 lipca 2005 roku, wszyscy jesteśmy na muszce.

- Skąd powinniśmy spodziewać się niebezpieczeństwa?

- Niestety problemem jest trzecie pokolenie emigrantów wyznania islamskiego, które żyje w całej Europie. Niejednokrotnie są to osoby całkowicie zintegrowane w systemie Zachodnim, które urodziły się i wychowały w krajach europejskich, ukończyły studia, znają język i mentalność. W pewnym momencie, z przyczyn egzystencjalnych, negują one całkowicie ten system wartości, szukając alternatywy w ekstremistycznej ideologii islamu radykalnego. Ten problem nie jest dla nas nowy. Bierze się z systematycznej indoktrynacji religijnej, mającej za zadanie zaszczepienie gotowości do oddania własnego życia w celu zamordowania innych, w zamian za obietnicę życia pozaziemskiego, u boku Allacha.
Niestety ten fenomen rozprzestrzenia się prawie we wszystkich krajach Europy, przede wszystkiem jednak w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii i również we Włoszech.
Zaledwie w styczniu tego roku, jeden z najbardziej radykalnych prowokatorów londyńskich – Omar Bakri, w wywiadzie udzielonym tygodnikowi The Times, deklarował publicznie, że młodzi muzułmanie angielscy muszą przyłączyć się do Al-Kaidy, że Wielka Brytania stała się „dar al ahd” – czyli „domem otwartej wojny”, że dobra Anglików nie są już święte.
Moim zdaniem, w Wielkiej Brytanii przyjęto bardzo naiwną politykę – pies, który dużo szczeka nie gryzie. Londyn w ciągu ostatnich lat przekształcił się w węzeł europejski, gdzie żyło i działało tysiące mudżahedinów, którzy jechali walczyć w Bośni, Czeczenii, Afganistanie i Iraku, zdobywając tam doświadczenie bojowe. Teraz odpłacili się Anglii... Mam nadzieję, że 7 lipca 2005 roku przejdzie do historii jako koniec polityki naiwności. Nie możemy już dłużej mylić otwartego podjudzania do terroryzmu, z wolnością słowa – najwyższą wartością demokracji.

- Jaki związek ma śmierć niedoszłego ambasadora egipskiego w Iraku – Ihaba Sherifa z atakami w Londynie?

- Pozornie nie ma żadnego związku, choć nie ma wątpliwość, że zarówno za bestialskim zabójstwem, jak i za ludobójczymi zamachami kryje się Al-Kaida. Dwie akcje zostały zsynchronizowane, co przypomina strategię ataku z 11 września 2001, poprzedzonego zabójstwem przywódcy partyzantki afgańskiej Massouda. Ihab Sharif miał być pierwszym ambasadorem pierwszego kraju arabskiego w Iraku, co z politycznego punktu widzenia byłoby pozytywnym sygnałem nowych stosunków dyplomatycznych Bagdadu. Ta synchronizacja wydarzeń to „mafijne” ostrzeżenie Al-Kaidy przeciwko całej Europie i przeciwko umiarkowanym krajom islamskim, które stały się teraz jej oficjalnym celem.


© AGNIESZKA ZAKRZEWICZ, 2005

Nessun commento:

Posta un commento

Nota. Solo i membri di questo blog possono postare un commento.